Wpisy archiwalne w kategorii

z sakwami

Dystans całkowity:13490.43 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:914:32
Średnia prędkość:14.75 km/h
Maksymalna prędkość:70.64 km/h
Suma podjazdów:78859 m
Liczba aktywności:196
Średnio na aktywność:68.83 km i 4h 39m
Więcej statystyk
Dystans68.65 km Czas05:02 Vśrednia13.64 km/h VMAX52.24 km/h
Dolina Prądnika
Kategoria z sakwami
Trzeci dzień na Jurze. Dziś w zasadzie kończymy przejazd po jurajskich zamkach. Odwiedzamy jeszcze Rabsztyn i Pieskową Skałę, a potem, po minięciu Doliny Prądnika i Ojcowa uciekamy na zachód. W zasadzie to mieliśmy już gdzieś tam spać, ale nie trafiliśmy na dogodne miejsce. Wjechaliśmy więc w Dolinę Będkowską i w półmroku kończącego się dnia przejechaliśmy ją całą. Nocleg znaleźliśmy dopiero obok stawów rybnych nad rzeczką Rudawką.


Rabsztyn, kolejny zamek na trasie. Ten też się bardzo zmienił od mojej ostatniej wizyty. Pamiętam go jako cztery ściany z dziurami po oknach. W zasadzie to, co jest po prawej stronie zdjęcia, to dawny Rabsztyn. To, co po lewej, zostało zbudowane na nowo.


Zamek Rabsztyn. Szkło, beton i stal. Czy to jeszcze średniowieczne ruiny, czy już współczesna budowla?


Zamek Rabsztyn. Lody jak dawniej, ale zamek jak dzisiaj. Muszę zweryfikować swoją opinię na temat odbudowy Bobolic i Mirowa. Odbudowa to nie jest najgorsze, co może spotkać średniowieczne ruiny. Można zrobić z nich taką szkaradę jak z Rabsztyna. Ani to odbudowane, ani zachowane. Z zewnątrz to jeszcze wygląda ładnie (na zachętę), ale w środku mamy współczesną aranżację kawiarni z tarasem widokowym i muzeum. Szklane barierki, wszędzie pełno stali i betonu. Ja wiem, że z Rabsztyna tak naprawdę niewiele zostało i nie było czego pokazywać, ale przebudowanie go na coś takiego, to wyraz pogardy dla dawnych ruin.


A tu dla kontrastu zdjęcie przedstawiające jak wyglądają prawdziwe ruiny. Ale takie prawdziwie prawdziwe, których za rok czy dwa już może w ogóle nie być. To gdzieś na początku Doliny Prądnika.



I dalej przez Dolinę Prądnika, czyli natłok wapiennych skał i domy wciśnięte między skały a wstęgę asfaltu. Gdzieś tam mała rzeczka też się obok nas wije. Ruch spory, ale jedzie się fajnie.


Na trasie oczywiście nie mogło zabraknąć zamku Pieskowa Skała. Jest właśnie w remoncie. Na pierwszym dziedzińcu wykopali jakąś ogromną dziurę, ale oficjalnie mówią, że zmieniają nawierzchnię. Huk maszyn budowlanych niesie się po całym zamku.


Skała Rękawica. Legenda głosi, że to ręka samego Boga, który w ten sposób zasłonił wejście do jaskini Ciemnej ratując chroniących się tam ludzi przed Tatarami. Podeszliśmy tu pieszo, specjalnie dla tego widoku. Jaskinia była już zamknięta. 


A na koniec dnia wpadła nam jeszcze Dolina Będkowska. Trochę przez przypadek, bo spać nie było gdzie. Pomyślałem o Brandysówce, ale tam były takie tłumy, że nam się odechciało.
Dystans72.78 km Czas05:23 Vśrednia13.52 km/h VMAX53.09 km/h
Cztery z jedenastu
Kategoria z sakwami
Jedziemy przez Jurę w stronę Krakowa. Najbardziej oczywistym byłoby trzymać się Szlaku Orlich Gniazd, który też idzie w tę samą stronę i odwiedza po drodze aż jedenaście jurajskich zamków. Tylko jedenaście zamków, bo na Jurze jest ich znacznie więcej. Nasza trasa trochę odbiega od tego klasyka, ale zamki też odwiedzamy. I to te same, przez które przechodzi szlak. Wczoraj zwiedziliśmy jeden, dziś zwiedzamy aż cztery. Mogłoby być ich nawet więcej, bo obok niektórych przejeżdżamy bardzo blisko. Jednego nawet widzimy (Mirów), chociaż do niego nie podjeżdżamy.


Nikłe resztki zamku Ostrężnik. Według tablicy informacyjnej umieszczonej pod zamkiem istniał tylko... 5 lat. (!). A tak naprawdę to nikt nie wie kiedy powstał, kiedy został zniszczony i czy na pewno był ukończony. To jedyny zamek na Jurze, który nie został zniszczony przez Szwedów w XVII wieku. Gdy tu dotarli, już od dawna był w ruinie.


Zamek Ostrężnik wznosił się na skale podziurawionej wejściami do jaskiń. W zasadzie jest to tylko jedna jaskinia, bo wszystkie wejścia ze wszystkich stron gdzieś tam się ze sobą łączą. Na zdjęciu tzw. "płuca", czyli największe wejście do jaskini Ostrężnickiej.


Zamek Bobolice. Pięknie wygląda, bez dwóch zdań, ale ciągle targają mną rozterki czy cieszyć się z tej odbudowy? Zamiast eksploracji ruin mamy zwiedzanie z przewodnikiem. Zamiast namiotu wśród skał - hotel. Zamiast wędrówki szlakiem przez Grzędę Mirowską - bilety wstępu, przystrzyżoną trawkę i ścieżki spacerowe. No ładnie to wszystko wygląda, ale jednak trochę żal...


Wnętrza zamku Bobolice. Takie trochę muzeum, trochę odrestaurowanych komnat i taras widokowy z zamkiem Mirów w tle. Warto wejść, ale i tak z zewnątrz zamek robi większe wrażenie.


Kolejny przystanek: Pilica. Na zdjęciu rynek, ale znajdują się tu też ruiny pałacu, który stoi na fundamentach dawnego zamku. Nie zwiedzaliśmy. Szkoda


Zamek Pilcza w Smoleniu. Największe zaskoczenie dzisiejszego dnia. Ostatni raz byłem w tym zamku ponad 20 lat temu. Był wtedy kompletnie zarośniętą ruiną. Ciężko było coś dostrzec wśród drzew. Pamiętam, że dało się gdzieś po murze wspiąć pod samą wieżę, a wybitym otworem nawet wejść do środka, ale na tym eksploracja się kończyła. Dziś wszystko jest oczyszczone z drzew, część murów odbudowana, a wieża stała się punktem widokowym. A najważniejsze, że ta odbudowa nie jest nachalna. To nadal są ruiny, tylko, że oczyszczone, zabezpieczone i udostępnione do zwiedzania. Dopiero teraz widać jaki ten zamek był wielki. Bo zapamiętałem go jako kilka ścian i wieżę. I nic więcej. I że nie warto do niego wracać. Dlatego nie wracałem.


Przejazd przez góry Bydlińskie.


Wąwóz w Górach Bydlińskich. Prowadzi tędy wariant pieszy Szlaku Orlich Gniazd.


Ostatnie ruiny dzisiejszego dnia: zamek w Bydlinie. To w zasadzie była tylko strażnica, a nie normalny, duży zamek. W pewnym momencie została nawet przebudowana na kościół. Dziś mamy tylko kilka mało okazałych ścian.


Ruiny zamku Bydlin.


Dzień kończymy na wzgórzu Czubatka, na punkcie widokowym na Pustynię Błędowską. W tle widać wioskę Błędów i górujący nad nią kościół.


My śpimy na górze, ale na pustyni też ktoś biwakuje.
Dystans48.46 km Czas03:24 Vśrednia14.25 km/h VMAX46.56 km/h
Znowu na Jurze
Kategoria z sakwami
Czas zawiesić na rower sakwy i ruszyć gdzieś przed siebie. Plan podróży mamy bardzo luźny, zresztą zmienia się po drodze, więc można powiedzieć, że jedziemy bez planu. Ot, chcemy się trochę powłóczyć po miejscach znanych, lecz dawno niewidzianych i odwiedzić kilka miejsc nowych, w których jeszcze nie byliśmy. Ile przejedziemy, tyle przejedziemy. Nie ma ciśnienia ani na kilometry, ani trasę.

Na początek Jura Krakowsko-Częstochowska. Po raz kolejny. Ileż to ja razy tu byłem? Pierwszy raz jeszcze w ubiegłym wieku, ostatni raz przed rokiem. Wracam tu chętnie i pewnie jeszcze nie jeden raz wrócę. Jura zmienia mi się z wizyty na wizytę. Remontują lub wręcz budują na nowo zamki, wykupują ziemię. Wszystko staje się prywatne i coraz mniej dostępne. Ale i tak lubię tu wracać. Siłą rzeczy wciąż porównuję to, co pamiętam z tym, co widzę. I oceniam. I tak będę też robił na tym wyjeździe.

Dzisiejsza trasa przecina Jurę w poprzek. Zaczynamy w Częstochowie i jedziemy na wschód, do Mstowa. Tam zmieniamy kierunek na południowy, odwiedzamy zamek w Olsztynie, a potem ponownie na wschód do Złotego Potoku. Po drodze zatrzymujemy się nad Wartą, która w tym rejonie wydaje się być całkiem fajną rzeką na spływ kajakowy. Wartę znam bardziej z jej dolnego odcinka i tam jest po prostu brunatnym ściekiem, ale tu wygląda bardziej zachęcająco. Olsztyn jak Olsztyn. On się akurat nie zmienia. Z ciekawostek doszła nowa kasa i nowy bilet za samo wejście na zamkową wieżę. Weszliśmy, ale nie warto. Powinno to być w cenie, a nie za dodatkową opłatą.


Rzeka Warta w Jaskrowie.


Mstów. Wapienny ostaniec nad Wartą zwany Skałą Miłości.


Ruiny zamku w Olsztynie. Widok z zamkowej wieży po wykupieniu dodatkowego biletu.


Olsztyn. Droga przed zamkiem.


Pałac Raczyńskich w Złotym Potoku
Dystans57.69 km Czas04:30 Vśrednia12.82 km/h VMAX34.21 km/h Podjazdy334 m
Temp.6.0 °C SprzętMerida TFS 900
Antywyprawka #9 /4
Kategoria z sakwami


Dystans65.90 km Czas04:31 Vśrednia14.59 km/h VMAX31.00 km/h Podjazdy147 m
Temp.5.0 °C SprzętMerida TFS 900
Antywyprawka #9 /3
Kategoria z sakwami


Dystans71.31 km Czas04:34 Vśrednia15.62 km/h VMAX36.59 km/h Podjazdy250 m
Temp.6.0 °C SprzętMerida TFS 900
Antywyprawka #9 /2
Kategoria z sakwami


Dystans38.24 km Czas02:27 Vśrednia15.61 km/h VMAX26.30 km/h Podjazdy299 m
Antywyprawka #9 /1
Kategoria z sakwami


Dystans84.20 km Czas04:48 Vśrednia17.54 km/h VMAX31.44 km/h Podjazdy314 m
Między Odrą a Bugiem: Moroczyn - wschodni kraniec Polski - Chełm
Spałem w polach za Hrubieszowem. Rano budzą mnie ostre słońce przebijające się przez mgły i baraszkujące w pobliżu koziołki. Znów wstaję o świcie, by się tym wszystkim nacieszyć. Z miejsca, w którym śpię widok mam bardzo rozległy i malowniczy. To słońce maluje te obrazy. Wieczorem tak ładnie to nie wyglądało.





Świt w polach, w pobliżu wsi Moroczyn.

To już była ostatnia noc przed celem. Do wschodniego krańca Polski zostało mi w linii prostej raptem 14 km. Jadę jednak trochę naokoło, przez Horodło, dawne miasteczko, dziś większą wieś. Wygląda na wymarłą, ale to pewnie dlatego, że jest niedziela i do tego wcześnie rano. Kto by wstawał o tej porze?


Przez pola w stronę Horodła.


Drewniana chata w Horodle.

Nie wiedziałem czego mam się spodziewać po wschodnim krańcu Polski. Relacje mówiły o zarośniętej drodze, trudnościach z dotarciem na miejsce, koniecznością zgłaszania obecności do pograniczników (czego oczywiście nie zrobiłem), a przede wszystkim o komarach! Chyba tych komarów bałem się najbardziej. Rzeczywistość okazała się banalna. Droga prawie do samego końca jest przejezdna. Dojechać można nawet samochodem (terenowym oczywiście). Do przejścia po zaroślach jest może z 15 metrów. Na miejscu jest tablica informacyjna (dla kajakarzy - zwrócona w stronę rzeki). Komarów brak. Pogranicznicy się pojawili, ale nie byli mną zainteresowani. Czyli mówiąc krótko - prosto jak wycieczka do parku.


Ten krzyż to jeszcze nie koniec Polski, ale jest już blisko.



Cel osiągnięty. Tak wygląda wschodni koniec Polski


I to by było na tyle. Dotarłem do celu. Pozostało tylko pojechać do Chełma, na pociąg. Jak podsumować tę wyprawę? Odczucia mam mieszane. Najciekawsze miejsca, które odwiedziłem to Jura Krakowsko-Częstochowska oraz wschód Polski zaczynając od Roztocza. Poza tymi dwoma rejonami trasa była raczej mało ekscytująca. Nie twierdzę, że było nudno i nieciekawie, trochę fajnych dróg przejechałem. Powinienem jednak pociągnąć trasę bardziej na południe, by chociaż trochę górek zaliczyć. Tymczasem jechałem tak daleko od gór, że nawet ich nie widziałem. Szkoda. Może innym razem. A więc teraz do Chełma, podziwiając po drodze starą, drewnianą zabudowę.


Dystans114.01 km Czas07:06 Vśrednia16.06 km/h VMAX48.23 km/h Podjazdy793 m
Między Odrą a Bugiem: Tereszpol - Zamość - Moroczyn
Po wczorajszym nudnym dniu, nagle zrobiło się ciekawiej. Pojawiły się górki i kręte drogi. Z samego rana, zanim świat zdążył się jeszcze obudzić, zajeżdżam do Zwierzyńca. Wokół cisza. Z zaparkowanego nad stawami Echo samochodu wyturlała się dziewczyna w kapciach i szlafroku. Przy stawie Kościelnym tylko wędkarze. Co ja tu robię o tej porze? Przecież ja śpioch jestem. Nawet fontanna na stawie jeszcze nie działa, a ja już w trasie. Absurd.

Kościół Na Wodzie w Zwierzyńcu

Poranek bardzo zimny, więc jadę dalej. Na początek asfaltem, ale już po kilku kilometrach przedzieram się przez lasy i pola. Mam podjazdy i zjazdy, piach, nieistniejącą drogę, płot, który muszę obchodzić po chaszczach. Od razu robi się cieplej. Zmierzam do Zamościa, w którym chcę spędzić trochę czasu. Stare Miasto w Zamościu to jedna z najładniejszych starówek w Polsce i na pewno najładniejsza na mojej trasie.

Skrót przez lasy w okolicach Wólki Wieprzeckiej


Wieża widokowa Wierzchowiny


Rynek w Zamościu

A potem już dalej na wschód. Zachwycam się tutejszymi wioskami, a nawet pojedynczymi, samotnymi gospodarstwami ukrytymi wśród drzew. Pomiędzy murowanymi domami jak perełki tkwią stare, drewniane chaty. Niektóre są już opuszczone i chylą się ku upadkowi, ale większość jest zamieszkana. Tworzą niesamowity klimat. Wtapiają się w otoczenie i stają się jej częścią. Kocham taką harmonię. Wreszcie będąc na wsi, mogę poczuć się jak... na wsi.


Po takie widoki warto przyjechać na Roztocze i Zamojszczyznę. Na zachodzie wszystko murowane.


Wieczór. Czas rozstawiać namiot. Ostatni raz...
Dystans102.72 km Czas05:41 Vśrednia18.07 km/h VMAX33.14 km/h Podjazdy268 m
Między Odrą a Bugiem: Tarnobrzeg - Stalowa Wola - Biłgoraj - Tereszpol


Ale nudny dzień się trafił. Najpierw główną drogą do Stalowej Woli. Plan był trochę inny, ciekawszy, ale wczoraj na nocleg pojechałem gdzie indziej, niż chciałem, a potem już nie było sensu nadrabiać. A więc wyszła Stalowa Wola, chyba największe miasto na trasie. Nuda i brzydota. Później było już spokojniej, głównie asfaltowo, przez wioski, trochę przez pola. Dopiero pod wieczór zorientowałem się, że w zasadzie przez cały dzień nie robiłem zdjęć. Nic mnie nie zachwyciło i nie zatrzymało. Ot, taki długi dzień bez atrakcji.


Nocleg na polu obok Tereszpola