Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2021
Dystans całkowity: | 1393.09 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 82:07 |
Średnia prędkość: | 16.96 km/h |
Maksymalna prędkość: | 49.28 km/h |
Suma podjazdów: | 5511 m |
Liczba aktywności: | 14 |
Średnio na aktywność: | 99.51 km i 5h 51m |
Więcej statystyk |
Dystans75.50 km Czas03:13 Vśrednia23.47 km/h
SprzętStevens Gavere
Dystans47.98 km Czas03:45 Vśrednia12.79 km/h
SprzętMerida TFS 900
Dystans84.20 km Czas04:48 Vśrednia17.54 km/h VMAX31.44 km/h Podjazdy314 m
SprzętMerida TFS 900
Między Odrą a Bugiem: Moroczyn - wschodni kraniec Polski - Chełm
Spałem w polach za Hrubieszowem. Rano budzą mnie ostre słońce przebijające się przez mgły i baraszkujące w pobliżu koziołki. Znów wstaję o świcie, by się tym wszystkim nacieszyć. Z miejsca, w którym śpię widok mam bardzo rozległy i malowniczy. To słońce maluje te obrazy. Wieczorem tak ładnie to nie wyglądało.
To już była ostatnia noc przed celem. Do wschodniego krańca Polski zostało mi w linii prostej raptem 14 km. Jadę jednak trochę naokoło, przez Horodło, dawne miasteczko, dziś większą wieś. Wygląda na wymarłą, ale to pewnie dlatego, że jest niedziela i do tego wcześnie rano. Kto by wstawał o tej porze?
Nie wiedziałem czego mam się spodziewać po wschodnim krańcu Polski. Relacje mówiły o zarośniętej drodze, trudnościach z dotarciem na miejsce, koniecznością zgłaszania obecności do pograniczników (czego oczywiście nie zrobiłem), a przede wszystkim o komarach! Chyba tych komarów bałem się najbardziej. Rzeczywistość okazała się banalna. Droga prawie do samego końca jest przejezdna. Dojechać można nawet samochodem (terenowym oczywiście). Do przejścia po zaroślach jest może z 15 metrów. Na miejscu jest tablica informacyjna (dla kajakarzy - zwrócona w stronę rzeki). Komarów brak. Pogranicznicy się pojawili, ale nie byli mną zainteresowani. Czyli mówiąc krótko - prosto jak wycieczka do parku.
I to by było na tyle. Dotarłem do celu. Pozostało tylko pojechać do Chełma, na pociąg. Jak podsumować tę wyprawę? Odczucia mam mieszane. Najciekawsze miejsca, które odwiedziłem to Jura Krakowsko-Częstochowska oraz wschód Polski zaczynając od Roztocza. Poza tymi dwoma rejonami trasa była raczej mało ekscytująca. Nie twierdzę, że było nudno i nieciekawie, trochę fajnych dróg przejechałem. Powinienem jednak pociągnąć trasę bardziej na południe, by chociaż trochę górek zaliczyć. Tymczasem jechałem tak daleko od gór, że nawet ich nie widziałem. Szkoda. Może innym razem. A więc teraz do Chełma, podziwiając po drodze starą, drewnianą zabudowę.
Świt w polach, w pobliżu wsi Moroczyn.
To już była ostatnia noc przed celem. Do wschodniego krańca Polski zostało mi w linii prostej raptem 14 km. Jadę jednak trochę naokoło, przez Horodło, dawne miasteczko, dziś większą wieś. Wygląda na wymarłą, ale to pewnie dlatego, że jest niedziela i do tego wcześnie rano. Kto by wstawał o tej porze?
Przez pola w stronę Horodła.
Drewniana chata w Horodle.
Nie wiedziałem czego mam się spodziewać po wschodnim krańcu Polski. Relacje mówiły o zarośniętej drodze, trudnościach z dotarciem na miejsce, koniecznością zgłaszania obecności do pograniczników (czego oczywiście nie zrobiłem), a przede wszystkim o komarach! Chyba tych komarów bałem się najbardziej. Rzeczywistość okazała się banalna. Droga prawie do samego końca jest przejezdna. Dojechać można nawet samochodem (terenowym oczywiście). Do przejścia po zaroślach jest może z 15 metrów. Na miejscu jest tablica informacyjna (dla kajakarzy - zwrócona w stronę rzeki). Komarów brak. Pogranicznicy się pojawili, ale nie byli mną zainteresowani. Czyli mówiąc krótko - prosto jak wycieczka do parku.
Ten krzyż to jeszcze nie koniec Polski, ale jest już blisko.
Cel osiągnięty. Tak wygląda wschodni koniec Polski
I to by było na tyle. Dotarłem do celu. Pozostało tylko pojechać do Chełma, na pociąg. Jak podsumować tę wyprawę? Odczucia mam mieszane. Najciekawsze miejsca, które odwiedziłem to Jura Krakowsko-Częstochowska oraz wschód Polski zaczynając od Roztocza. Poza tymi dwoma rejonami trasa była raczej mało ekscytująca. Nie twierdzę, że było nudno i nieciekawie, trochę fajnych dróg przejechałem. Powinienem jednak pociągnąć trasę bardziej na południe, by chociaż trochę górek zaliczyć. Tymczasem jechałem tak daleko od gór, że nawet ich nie widziałem. Szkoda. Może innym razem. A więc teraz do Chełma, podziwiając po drodze starą, drewnianą zabudowę.
Dystans114.01 km Czas07:06 Vśrednia16.06 km/h VMAX48.23 km/h Podjazdy793 m
SprzętMerida TFS 900
Między Odrą a Bugiem: Tereszpol - Zamość - Moroczyn
Po wczorajszym nudnym dniu, nagle zrobiło się ciekawiej. Pojawiły się górki i kręte drogi. Z samego rana, zanim świat zdążył się jeszcze obudzić, zajeżdżam do Zwierzyńca. Wokół cisza. Z zaparkowanego nad stawami Echo samochodu wyturlała się dziewczyna w kapciach i szlafroku. Przy stawie Kościelnym tylko wędkarze. Co ja tu robię o tej porze? Przecież ja śpioch jestem. Nawet fontanna na stawie jeszcze nie działa, a ja już w trasie. Absurd.
Poranek bardzo zimny, więc jadę dalej. Na początek asfaltem, ale już po kilku kilometrach przedzieram się przez lasy i pola. Mam podjazdy i zjazdy, piach, nieistniejącą drogę, płot, który muszę obchodzić po chaszczach. Od razu robi się cieplej. Zmierzam do Zamościa, w którym chcę spędzić trochę czasu. Stare Miasto w Zamościu to jedna z najładniejszych starówek w Polsce i na pewno najładniejsza na mojej trasie.
A potem już dalej na wschód. Zachwycam się tutejszymi wioskami, a nawet pojedynczymi, samotnymi gospodarstwami ukrytymi wśród drzew. Pomiędzy murowanymi domami jak perełki tkwią stare, drewniane chaty. Niektóre są już opuszczone i chylą się ku upadkowi, ale większość jest zamieszkana. Tworzą niesamowity klimat. Wtapiają się w otoczenie i stają się jej częścią. Kocham taką harmonię. Wreszcie będąc na wsi, mogę poczuć się jak... na wsi.
Kościół Na Wodzie w Zwierzyńcu
Poranek bardzo zimny, więc jadę dalej. Na początek asfaltem, ale już po kilku kilometrach przedzieram się przez lasy i pola. Mam podjazdy i zjazdy, piach, nieistniejącą drogę, płot, który muszę obchodzić po chaszczach. Od razu robi się cieplej. Zmierzam do Zamościa, w którym chcę spędzić trochę czasu. Stare Miasto w Zamościu to jedna z najładniejszych starówek w Polsce i na pewno najładniejsza na mojej trasie.
Skrót przez lasy w okolicach Wólki Wieprzeckiej
Wieża widokowa Wierzchowiny
Rynek w Zamościu
A potem już dalej na wschód. Zachwycam się tutejszymi wioskami, a nawet pojedynczymi, samotnymi gospodarstwami ukrytymi wśród drzew. Pomiędzy murowanymi domami jak perełki tkwią stare, drewniane chaty. Niektóre są już opuszczone i chylą się ku upadkowi, ale większość jest zamieszkana. Tworzą niesamowity klimat. Wtapiają się w otoczenie i stają się jej częścią. Kocham taką harmonię. Wreszcie będąc na wsi, mogę poczuć się jak... na wsi.
Po takie widoki warto przyjechać na Roztocze i Zamojszczyznę. Na zachodzie wszystko murowane.
Wieczór. Czas rozstawiać namiot. Ostatni raz...
Dystans102.72 km Czas05:41 Vśrednia18.07 km/h VMAX33.14 km/h Podjazdy268 m
SprzętMerida TFS 900
Między Odrą a Bugiem: Tarnobrzeg - Stalowa Wola - Biłgoraj - Tereszpol
Ale nudny dzień się trafił. Najpierw główną drogą do Stalowej Woli. Plan był trochę inny, ciekawszy, ale wczoraj na nocleg pojechałem gdzie indziej, niż chciałem, a potem już nie było sensu nadrabiać. A więc wyszła Stalowa Wola, chyba największe miasto na trasie. Nuda i brzydota. Później było już spokojniej, głównie asfaltowo, przez wioski, trochę przez pola. Dopiero pod wieczór zorientowałem się, że w zasadzie przez cały dzień nie robiłem zdjęć. Nic mnie nie zachwyciło i nie zatrzymało. Ot, taki długi dzień bez atrakcji.
Ale nudny dzień się trafił. Najpierw główną drogą do Stalowej Woli. Plan był trochę inny, ciekawszy, ale wczoraj na nocleg pojechałem gdzie indziej, niż chciałem, a potem już nie było sensu nadrabiać. A więc wyszła Stalowa Wola, chyba największe miasto na trasie. Nuda i brzydota. Później było już spokojniej, głównie asfaltowo, przez wioski, trochę przez pola. Dopiero pod wieczór zorientowałem się, że w zasadzie przez cały dzień nie robiłem zdjęć. Nic mnie nie zachwyciło i nie zatrzymało. Ot, taki długi dzień bez atrakcji.
Nocleg na polu obok Tereszpola
Dystans125.11 km Czas07:04 Vśrednia17.70 km/h VMAX44.45 km/h Podjazdy675 m
SprzętMerida TFS 900
Między Odrą a Bugiem: Pińczów - Pacanów - Tarnobrzeg
Spałem niedaleko Pińczowa, w polu i oprócz wilgoci największą niedogodnością tego miejsca były komary! Latały ich tam tysiące. Zarówno wieczorem, jak i rano. Teren był trochę podmokły, więc się temu nie dziwiłem, ale gdy rankiem wjechałem do miasta i w samym centrum zaatakowały mnie komary, to już była lekka przesada. Jeszcze wtedy tego nie wiedziałem, ale komary towarzyszyć mi już będą do końca wyjazdu. Jakiś jesienny wylęg, czy co?
A za Pińczowem wpadam w coś takiego. Prowadzi tędy szlak rowerowy. Serio? Nie było innych dróg? Od tygodnia nie pada, a tą piaszczystą drogą płynie regularny strumień. Jest tak grząsko, że można tu buty zgubić. Czasem mam wrażenie, że szlaki rowerowe projektują urzędnicy zza biurka, którzy rower widzieli tylko na obrazku, a drogę na mapie Google.
Właściwie to nie wiem czy nasz poczciwy Koziołek Matołek dotarł w końcu do Pacanowa. Mi zajęło to wiele lat podróżowania, ale w końcu jestem :) Byłem ciekaw czy w Pacanowie pamiętają o Matołku. Oczywiście, że pamiętają! Cały Pacanów żyje Koziołkiem Matołkiem. Gdzie się nie obrócę, tam widzę same koziołki. Tu rzeźba, tam pomnik, malunek czy inna ozdoba. Wszędzie koziołki. Bardzo sympatycznie to wygląda. Pacanów, małe, poczciwe miasteczko. Tak poczciwe, jak sam koziołek. Dobrze, że tu przyjechałem :)
Kolejny wilgotny poranek.
Spałem niedaleko Pińczowa, w polu i oprócz wilgoci największą niedogodnością tego miejsca były komary! Latały ich tam tysiące. Zarówno wieczorem, jak i rano. Teren był trochę podmokły, więc się temu nie dziwiłem, ale gdy rankiem wjechałem do miasta i w samym centrum zaatakowały mnie komary, to już była lekka przesada. Jeszcze wtedy tego nie wiedziałem, ale komary towarzyszyć mi już będą do końca wyjazdu. Jakiś jesienny wylęg, czy co?
A za Pińczowem wpadam w coś takiego. Prowadzi tędy szlak rowerowy. Serio? Nie było innych dróg? Od tygodnia nie pada, a tą piaszczystą drogą płynie regularny strumień. Jest tak grząsko, że można tu buty zgubić. Czasem mam wrażenie, że szlaki rowerowe projektują urzędnicy zza biurka, którzy rower widzieli tylko na obrazku, a drogę na mapie Google.
Droga to czy rzeka? Nie! Szlak rowerowy!
Busko Zdrój - park zdrojowy i sanatorium.
“W Pacanowie kozy kują
więc Koziołek, mądra głowa,
błąka się po całym świecie,
aby dojść do Pacanowa"
Właściwie to nie wiem czy nasz poczciwy Koziołek Matołek dotarł w końcu do Pacanowa. Mi zajęło to wiele lat podróżowania, ale w końcu jestem :) Byłem ciekaw czy w Pacanowie pamiętają o Matołku. Oczywiście, że pamiętają! Cały Pacanów żyje Koziołkiem Matołkiem. Gdzie się nie obrócę, tam widzę same koziołki. Tu rzeźba, tam pomnik, malunek czy inna ozdoba. Wszędzie koziołki. Bardzo sympatycznie to wygląda. Pacanów, małe, poczciwe miasteczko. Tak poczciwe, jak sam koziołek. Dobrze, że tu przyjechałem :)
Pacanów koziołkami żyje.
Ale pyszności!
Prom przez Wisłę w Tarnobrzegu.
Dystans104.53 km Czas07:17 Vśrednia14.35 km/h VMAX47.23 km/h Podjazdy804 m
SprzętMerida TFS 900
Między Odrą a Bugiem: Bobolice - Wodzisław - Pińczów
Dzień zaczynam od spojrzenia na Bobolice. Spałem na wzgórzu, nieopodal zamku. Z tej perspektywy nie widać płotów i komercji. Z tej perspektywy zamek wygląda ładnie. Jak długo będzie go można tak oglądać? 100 metrów od miejsca, w którym spałem znajdują się domki letniskowe, a tuż przy namiocie straszyła mnie tabliczka "teren prywatny". Oj, chyba i ten widok niedługo stanie się płatny.
Kolejne miejsce, które odwiedzam na Jurze, to Góra Zborów. Jedno z moich ulubionych miejsc, jeszcze komercyjnie niezagospodarowane. Chociaż na dole już pojawiają się jakieś lapidaria z kamieni czy inne cuda, ale sama góra jest jeszcze naturalnie piękna. Lubię ten rozległy widok z niej, lubię skalne ostańce, które ją otaczają. Lubię na nią wchodzić, ale wtarabanić się na szczyt obładowanym rowerem to już jest coś.
I na pożegnanie z Jurą zaglądam jeszcze do Ogrodzieńca. Dopiero tu zastaję tłumy ludzi, stragany, bary i inną infrastrukturę. Nie ma się co dziwić. Zamek był i jest najpiękniejszy na Jurze. I dlatego był i jest tak bardzo oblegany. Ale wystarczy pójść ścieżką wokół zamku i nie spotka się prawie nikogo. Dziwni są ci ludzie.
I to już koniec Jury, najpiękniejszego i najciekawszego miejsca na trasie. Miejsca pełnego wspomnień, które nie raz już odwiedziłem i pewnie jeszcze nie raz odwiedzę.
Dzień zaczynam od spojrzenia na Bobolice. Spałem na wzgórzu, nieopodal zamku. Z tej perspektywy nie widać płotów i komercji. Z tej perspektywy zamek wygląda ładnie. Jak długo będzie go można tak oglądać? 100 metrów od miejsca, w którym spałem znajdują się domki letniskowe, a tuż przy namiocie straszyła mnie tabliczka "teren prywatny". Oj, chyba i ten widok niedługo stanie się płatny.
Kolejne miejsce, które odwiedzam na Jurze, to Góra Zborów. Jedno z moich ulubionych miejsc, jeszcze komercyjnie niezagospodarowane. Chociaż na dole już pojawiają się jakieś lapidaria z kamieni czy inne cuda, ale sama góra jest jeszcze naturalnie piękna. Lubię ten rozległy widok z niej, lubię skalne ostańce, które ją otaczają. Lubię na nią wchodzić, ale wtarabanić się na szczyt obładowanym rowerem to już jest coś.
Góra Zborów
I dalej przez Jurę. Przez miejsca, które znam, a które wciąż mnie zachwycają, jakbym je dopiero co odkrywał.Zamek Morsko
Skała Okiennik Wielki
I na pożegnanie z Jurą zaglądam jeszcze do Ogrodzieńca. Dopiero tu zastaję tłumy ludzi, stragany, bary i inną infrastrukturę. Nie ma się co dziwić. Zamek był i jest najpiękniejszy na Jurze. I dlatego był i jest tak bardzo oblegany. Ale wystarczy pójść ścieżką wokół zamku i nie spotka się prawie nikogo. Dziwni są ci ludzie.
Zamek Ogrodzieniec. Też go odbudują?
I to już koniec Jury, najpiękniejszego i najciekawszego miejsca na trasie. Miejsca pełnego wspomnień, które nie raz już odwiedziłem i pewnie jeszcze nie raz odwiedzę.
Dystans90.05 km Czas05:57 Vśrednia15.13 km/h VMAX44.86 km/h Podjazdy564 m
SprzętMerida TFS 900
Między Odrą a Bugiem: Kamińsko - Bobolice
Kawałek dalej znajduje się jedno z najpiękniejszych miejsc na Jurze. Mam na myśli zamki Mirów i Bobolice połączone obłędnie malowniczą Grzędą Mirowską. Znam to miejsce od dziesiątków lat. Byłem tam wielokrotnie. Chodziłem po zamkach, gdy były jeszcze stertą gruzu, spałem przy nich pod namiotem, grzałem się przy ognisku. To był piękny kawałek dzikiej Jury i piękne czasy. Ale nic nie trwa wiecznie. Najpierw zabrano się za Bobolice. w 2011 roku z czterech sypiących się ścian wyrósł piękny zamek. Nie wiedziałem czy mam się cieszyć czy nie. Zabrano kawałek mojej historii dając w zamian ładną, odrestaurowaną budowlę. Ale podobała mi się. Zaakceptowałem tę zmianę. To jednak była tylko przygrywka. W 2019 roku zabrano się za Mirów. Wokół zamku pojawił się płot i wysoki, kamienny mur. Ale i tego było mało. Pod pretekstem zabezpieczenia terenu przed turystami-śmieciarzami ogrodzono wszystko, całą Grzędę Mirowską. Biegnący tamtędy szlak turystyczny przeniesiono na asfaltową drogę argumentując, że... zawsze tamtędy szedł (albo powinien iść). To koniec. Nie ma Mirowa i nie ma Bobolic. Będą hotele i wstęp za opłatą. Teraz już wiem, że nie powinienem cieszyć się z pierwszej odbudowy. Pieniądz zjadł przygodę.
Poranek jak zwykle mokry.
A potem już fajnymi, szutrowymi drogami dalej na wschód.
Strażnica w Przewodziszowicach. A więc jestem u wrót Jury Krakowsko-Częstochowskiej.
Dawno tu nie byłem i obecne asfaltowe ścieżki mocno mnie zaskakują. Na plus, jako rowerzystę, ale też na mocny minus, jako pieszego.
Tu też była kiedyś strażnica. Nazywała się Łutowiec. Może nie dokładnie na tych skałkach w tle, tylko raczej na tej, pod którą stoję, ale ten widok jest ładniejszy. A ze strażnicy i tak już nic nie zostało.
Kawałek dalej znajduje się jedno z najpiękniejszych miejsc na Jurze. Mam na myśli zamki Mirów i Bobolice połączone obłędnie malowniczą Grzędą Mirowską. Znam to miejsce od dziesiątków lat. Byłem tam wielokrotnie. Chodziłem po zamkach, gdy były jeszcze stertą gruzu, spałem przy nich pod namiotem, grzałem się przy ognisku. To był piękny kawałek dzikiej Jury i piękne czasy. Ale nic nie trwa wiecznie. Najpierw zabrano się za Bobolice. w 2011 roku z czterech sypiących się ścian wyrósł piękny zamek. Nie wiedziałem czy mam się cieszyć czy nie. Zabrano kawałek mojej historii dając w zamian ładną, odrestaurowaną budowlę. Ale podobała mi się. Zaakceptowałem tę zmianę. To jednak była tylko przygrywka. W 2019 roku zabrano się za Mirów. Wokół zamku pojawił się płot i wysoki, kamienny mur. Ale i tego było mało. Pod pretekstem zabezpieczenia terenu przed turystami-śmieciarzami ogrodzono wszystko, całą Grzędę Mirowską. Biegnący tamtędy szlak turystyczny przeniesiono na asfaltową drogę argumentując, że... zawsze tamtędy szedł (albo powinien iść). To koniec. Nie ma Mirowa i nie ma Bobolic. Będą hotele i wstęp za opłatą. Teraz już wiem, że nie powinienem cieszyć się z pierwszej odbudowy. Pieniądz zjadł przygodę.
Mirów za płotem.
Mirów za murem.
Odrestaurowane Bobolice również za płotem.
Dystans111.09 km Czas06:52 Vśrednia16.18 km/h VMAX30.00 km/h Podjazdy251 m
SprzętMerida TFS 900
Między Odrą a Bugiem: Bierutów - Namysłów - Olesno - Kamińsko
Co rano budzę się w mokrym namiocie. Od początku wyjazdu noce są bardzo wilgotne, a poranki mgliste. Mój namiot wciąż pokryty jest rosą. Najgorzej, że od środka wygląda podobnie. Niby ma taką dobrą wentylację, a jednak z kondensacją nie daje sobie rady. Zastanawiam się czy warunki są aż tak ciężkie, czy po prostu ten model już tak ma i każdej nocy będzie mokry od środka? To jego pierwsza podróż. Na razie sprawuje się średnio.
Zmieniam region. Śpię na samej granicy z województwem Opolskim i dzisiaj przejeżdżam je całe. Z większych miast zaglądam tylko do Namysłowa i Olesna. Mam dosyć dziurawego asfaltu i teraz gdzie się tylko da, szukam dróg przez lasy i pola. Głównie przez lasy, bo na Opolszczyźnie lasów jest sporo.
Rosa na namiocie
Co rano budzę się w mokrym namiocie. Od początku wyjazdu noce są bardzo wilgotne, a poranki mgliste. Mój namiot wciąż pokryty jest rosą. Najgorzej, że od środka wygląda podobnie. Niby ma taką dobrą wentylację, a jednak z kondensacją nie daje sobie rady. Zastanawiam się czy warunki są aż tak ciężkie, czy po prostu ten model już tak ma i każdej nocy będzie mokry od środka? To jego pierwsza podróż. Na razie sprawuje się średnio.
Zmieniam region. Śpię na samej granicy z województwem Opolskim i dzisiaj przejeżdżam je całe. Z większych miast zaglądam tylko do Namysłowa i Olesna. Mam dosyć dziurawego asfaltu i teraz gdzie się tylko da, szukam dróg przez lasy i pola. Głównie przez lasy, bo na Opolszczyźnie lasów jest sporo.
Krzyż pokutny we wsi Ligotka
Namysłów browarem stoi
Zamek w Namysłowie zamknięty. To też własność browaru.
Drogami Opolszczyzny
Drogami Opolszczyzny
Drogami Opolszczyzny
Drogami Opolszczyzny
A wieczorem znów wychodzi mgła. Będzie wilgoć.
Dystans104.61 km Czas06:29 Vśrednia16.14 km/h VMAX49.28 km/h Podjazdy276 m
SprzętMerida TFS 900
Między Odrą a Bugiem: Wąsosz - Żmigród - Oleśnica - Bierutów
Od jakiegoś czasu ciągle prześladowała mnie Dolina Baryczy. Napotykałem na reklamy w necie, na relacje jakichś rowerzystów, propozycje wspólnych wycieczek. Zamiast zgłębić temat, obejrzeć zdjęcia, poczytać te relacje, ja po prostu tam pojechałem. I wiecie co? Nie warto. Tam nic nie ma. Drogi takie jak wszędzie, widoki żadne, a woda w rzece brudna. Ale prawda jest taka, że to było pierwsze miejsce na mojej trasie, gdzie spotykałem tłumy rowerzystów. Może to tylko wpływ weekendu? A może rzeczywiście biedni Wrocławianie nie mają gdzie jeździć, więc wychwalają Dolinę Baryczy i pchają się tam tłumnie?
Z Dolnośląskiej Krainy Rowerowej to ja zapamiętam tylko jedno: fatalnej jakości drogi. Powiadają, że u nas, na Pomorzu Zachodnim są złe drogi, ale to, co dzieje się na Dolnym Śląsku, przechodzi wszelkie wyobrażenia. Niemal wszystkie boczne drogi asfaltowe, którymi jechałem były tak dziurawe, że wręcz walczyłem na nich o życie. Sto razy wygodniej jeździ się po Dolnym Śląsku lasami, niż tymi ich asfaltami. Powinni je wszystkie zwinąć i zostawić piasek. O, np taki:
Oleśnica bardzo niemile mnie zaskoczyła. Jest niedziela, sklepy zamknięte, ale restauracje powinny być otwarte. Obrałem sobie Oleśnicę na miejsce zjedzenia obiadu. W każdym normalnym mieście, do tego zabytkowym, z ładnym rynkiem, można w centrum spodziewać się sporego wyboru restauracji. A w Oleśnicy niespodzianka: mieszkańcy jedzą tylko lody. A turyści? Nie ma tu turystów? Chyba jednak nie tylko ja omijam ten rejon jadąc w prawdziwe góry. Nikt się tu nie zatrzymuje. A to przecież takie ładne miasto...
Barycz przy zastawce Kędzie - tu też podwyższony stan wody
Ruiny Pałacu Hatzfeldów w Żmigrodzie
Biedaszkowo - ostatnie spojrzenie na Barycz
Od jakiegoś czasu ciągle prześladowała mnie Dolina Baryczy. Napotykałem na reklamy w necie, na relacje jakichś rowerzystów, propozycje wspólnych wycieczek. Zamiast zgłębić temat, obejrzeć zdjęcia, poczytać te relacje, ja po prostu tam pojechałem. I wiecie co? Nie warto. Tam nic nie ma. Drogi takie jak wszędzie, widoki żadne, a woda w rzece brudna. Ale prawda jest taka, że to było pierwsze miejsce na mojej trasie, gdzie spotykałem tłumy rowerzystów. Może to tylko wpływ weekendu? A może rzeczywiście biedni Wrocławianie nie mają gdzie jeździć, więc wychwalają Dolinę Baryczy i pchają się tam tłumnie?
Z Dolnośląskiej Krainy Rowerowej to ja zapamiętam tylko jedno: fatalnej jakości drogi. Powiadają, że u nas, na Pomorzu Zachodnim są złe drogi, ale to, co dzieje się na Dolnym Śląsku, przechodzi wszelkie wyobrażenia. Niemal wszystkie boczne drogi asfaltowe, którymi jechałem były tak dziurawe, że wręcz walczyłem na nich o życie. Sto razy wygodniej jeździ się po Dolnym Śląsku lasami, niż tymi ich asfaltami. Powinni je wszystkie zwinąć i zostawić piasek. O, np taki:
Zamek książęcy w Oleśnicy
Oleśnica bardzo niemile mnie zaskoczyła. Jest niedziela, sklepy zamknięte, ale restauracje powinny być otwarte. Obrałem sobie Oleśnicę na miejsce zjedzenia obiadu. W każdym normalnym mieście, do tego zabytkowym, z ładnym rynkiem, można w centrum spodziewać się sporego wyboru restauracji. A w Oleśnicy niespodzianka: mieszkańcy jedzą tylko lody. A turyści? Nie ma tu turystów? Chyba jednak nie tylko ja omijam ten rejon jadąc w prawdziwe góry. Nikt się tu nie zatrzymuje. A to przecież takie ładne miasto...