Wpisy archiwalne w kategorii
z sakwami
| Dystans całkowity: | 13888.17 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
| Czas w ruchu: | 942:24 |
| Średnia prędkość: | 14.74 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 70.64 km/h |
| Suma podjazdów: | 82529 m |
| Liczba aktywności: | 201 |
| Średnio na aktywność: | 69.10 km i 4h 41m |
| Więcej statystyk | |
Dystans61.16 km Czas05:24 Vśrednia11.33 km/h VMAX64.62 km/h Podjazdy1086 m
Temp.15.0 °C SprzętMerida TFS 900
Chyrowa - Nowica (dzień 7)

Dziś po wczorajszym deszczu nie ma śladu. Zapowiada się piękny, słoneczny dzień. Dobrze, że wczoraj nie jechałem dalej, wiele bym stracił.

Zjeżdżam sobie do Olchowca, a potem jadę do Huty Polańskiej. Miałem to wszystko omijać ze względu na park narodowy, ale jakoś nie mogłem się powstrzymać. Olchowiec piękny, taki pusty i zapomniany. To tylko kilka domów rozrzuconych po wzgórzach i piękna cerkiew. Tylko tyle zostało po powojennych przesiedleniach.

Za Hutą Polańską na mojej drodze stanął Magurski Park Narodowy. Wiedziałem, że droga zamknięta, wiedziałem, że jej pilnują, ale co mi tam. Jadę. Najwyżej zapłacę. Wzdłuż strumienia Pomiarka prowadzi droga. I to całkiem niezła. Kiedyś była nawet brukowana, a nad bocznymi strumieniami były mosty. Resztki tego traktu zostały do dziś. No ale dziś nie wolno. Bo park. Ale w bardziej grząskich miejscach widzę ślady kół rowerów i butów piechurów. A więc nie tylko ja ten parkowy zakaz łamię.

Docieram do doliny Ciechania. Las rozstępuje się i robi się bajecznie pięknie. Wita mnie dwóch strażników parkowych. No wiedziałem. Ucinam sobie z nimi pogawędkę. Proponują 100 zł, ale jakoś udaje mi się od mandatu wywinąć. Kończy się na upomnieniu. Tak naprawdę nie wiem który argument zadziałał, ale spodobał mi się ten:
- A tak w ogóle to szacun, że jedzie pan normalnym rowerem. Ostatnio wszyscy na elektrykach.
Miło takie coś usłyszeć. Fajna była też rozmowa o biletach do parku:
- Za wstęp do parku narodowego obowiązują bilety wstępu.
- A gdzie można je kupić?
- Można u nas. Ale panu nie sprzedamy, bo jest pan tu nielegalnie.
To ci pech. Ani mandatu, ani biletu. Ale nawet gdybym zapłacił te 100 zł, to i tak dolina Ciechania była tego warta. To chyba była najładniejsza droga podczas całego tego wyjazdu.

Kiedyś dolina Ciechania była wioską. Mocno ucierpiała już podczas I wojny światowej, a po II wojnie światowej nie było już czego ratować. Mieszkańcy sami stąd wyjechali. Przez lata zapuszczali się tu tylko zagubieni wędrowcy. Potem nastały czasu parku narodowego, a park jak to park - musi czegoś zakazać, inaczej nie byłby parkiem. Zakazał więc wstępu do najpiękniejszej doliny, jaka znalazła się na jego terenie.

Dalej, już po opuszczeniu parku tez było pięknie. To w ogóle był niezwykle widokowy dzień.

I obfity w przydrożne krzyże, kapliczki i cmentarze.

To cmentarz we wsi Długie.

A to we wsi Czarne. Oczywiście tych wiosek to już nie ma, zostały tylko cmentarze.

Widok na wioskę Krzywa z widoczną wśród drzew cerkwią.

Do końca dnia jeszcze kilka tych cerkwi było, ale nie będę tu wszystkich zamieszczał. Widoczków też już wystarczy. Czas na nocleg. Tym razem znów pod namiotem, w widokowym miejscu, w niskiej, suchej trawce. Bajka.

Dziś po wczorajszym deszczu nie ma śladu. Zapowiada się piękny, słoneczny dzień. Dobrze, że wczoraj nie jechałem dalej, wiele bym stracił.

Zjeżdżam sobie do Olchowca, a potem jadę do Huty Polańskiej. Miałem to wszystko omijać ze względu na park narodowy, ale jakoś nie mogłem się powstrzymać. Olchowiec piękny, taki pusty i zapomniany. To tylko kilka domów rozrzuconych po wzgórzach i piękna cerkiew. Tylko tyle zostało po powojennych przesiedleniach.

Za Hutą Polańską na mojej drodze stanął Magurski Park Narodowy. Wiedziałem, że droga zamknięta, wiedziałem, że jej pilnują, ale co mi tam. Jadę. Najwyżej zapłacę. Wzdłuż strumienia Pomiarka prowadzi droga. I to całkiem niezła. Kiedyś była nawet brukowana, a nad bocznymi strumieniami były mosty. Resztki tego traktu zostały do dziś. No ale dziś nie wolno. Bo park. Ale w bardziej grząskich miejscach widzę ślady kół rowerów i butów piechurów. A więc nie tylko ja ten parkowy zakaz łamię.

Docieram do doliny Ciechania. Las rozstępuje się i robi się bajecznie pięknie. Wita mnie dwóch strażników parkowych. No wiedziałem. Ucinam sobie z nimi pogawędkę. Proponują 100 zł, ale jakoś udaje mi się od mandatu wywinąć. Kończy się na upomnieniu. Tak naprawdę nie wiem który argument zadziałał, ale spodobał mi się ten:
- A tak w ogóle to szacun, że jedzie pan normalnym rowerem. Ostatnio wszyscy na elektrykach.
Miło takie coś usłyszeć. Fajna była też rozmowa o biletach do parku:
- Za wstęp do parku narodowego obowiązują bilety wstępu.
- A gdzie można je kupić?
- Można u nas. Ale panu nie sprzedamy, bo jest pan tu nielegalnie.
To ci pech. Ani mandatu, ani biletu. Ale nawet gdybym zapłacił te 100 zł, to i tak dolina Ciechania była tego warta. To chyba była najładniejsza droga podczas całego tego wyjazdu.

Kiedyś dolina Ciechania była wioską. Mocno ucierpiała już podczas I wojny światowej, a po II wojnie światowej nie było już czego ratować. Mieszkańcy sami stąd wyjechali. Przez lata zapuszczali się tu tylko zagubieni wędrowcy. Potem nastały czasu parku narodowego, a park jak to park - musi czegoś zakazać, inaczej nie byłby parkiem. Zakazał więc wstępu do najpiękniejszej doliny, jaka znalazła się na jego terenie.

Dalej, już po opuszczeniu parku tez było pięknie. To w ogóle był niezwykle widokowy dzień.

I obfity w przydrożne krzyże, kapliczki i cmentarze.

To cmentarz we wsi Długie.

A to we wsi Czarne. Oczywiście tych wiosek to już nie ma, zostały tylko cmentarze.

Widok na wioskę Krzywa z widoczną wśród drzew cerkwią.

Do końca dnia jeszcze kilka tych cerkwi było, ale nie będę tu wszystkich zamieszczał. Widoczków też już wystarczy. Czas na nocleg. Tym razem znów pod namiotem, w widokowym miejscu, w niskiej, suchej trawce. Bajka.
Dystans46.02 km Czas04:29 Vśrednia10.26 km/h VMAX56.98 km/h Podjazdy909 m
Temp.15.0 °C SprzętMerida TFS 900
Polany Surowiczne - Chyrowa (dzień 6)

To już Beskid Niski i kolejne ślady po opuszczonych wsiach. Beskid się cywilizuje, ale tych starych, opuszczonych cmentarzy jeszcze trochę tu zostało.

Wodospad na Wisłoczku. Niewielki, zaledwie 3 metry wysokości, ale bardzo fajny. No i znajduje się w rejonie, w którym nie ma wodospadów, więc podnosi to jego rangę :)

Droga na zboczach Kiczerki.

Cerkiew w Bałuciance.

Punkt widokowy na górze o dziwacznej nazwie Przymiarki. Byłoby to fajne miejsce na nocleg, ale jeszcze za wcześnie na postój.

A potem okazało się, że mogłem na tych Przymiarkach zostać. W Dukli, w jedynej czynnej restauracji zjadłem obrzydliwy obiad (naprawdę ohyda - jak mogą takie coś serwować?). Potem się rozpadało i z dalszych widoków nici.

Jechałem dalej zastanawiając się nad noclegiem. W mokrej trawie nie chciało mi się rozstawiać namiotu, więc jak zobaczyłem szyld "agroturystyka", od razu tam zapukałem. Udało się. Mam dziś cały domek tylko dla siebie i do tego tylko za 50 zł :)

To już Beskid Niski i kolejne ślady po opuszczonych wsiach. Beskid się cywilizuje, ale tych starych, opuszczonych cmentarzy jeszcze trochę tu zostało.

Wodospad na Wisłoczku. Niewielki, zaledwie 3 metry wysokości, ale bardzo fajny. No i znajduje się w rejonie, w którym nie ma wodospadów, więc podnosi to jego rangę :)

Droga na zboczach Kiczerki.

Cerkiew w Bałuciance.

Punkt widokowy na górze o dziwacznej nazwie Przymiarki. Byłoby to fajne miejsce na nocleg, ale jeszcze za wcześnie na postój.

A potem okazało się, że mogłem na tych Przymiarkach zostać. W Dukli, w jedynej czynnej restauracji zjadłem obrzydliwy obiad (naprawdę ohyda - jak mogą takie coś serwować?). Potem się rozpadało i z dalszych widoków nici.

Jechałem dalej zastanawiając się nad noclegiem. W mokrej trawie nie chciało mi się rozstawiać namiotu, więc jak zobaczyłem szyld "agroturystyka", od razu tam zapukałem. Udało się. Mam dziś cały domek tylko dla siebie i do tego tylko za 50 zł :)
Dystans62.05 km Czas05:10 Vśrednia12.01 km/h VMAX45.41 km/h Podjazdy625 m
Temp.18.0 °C SprzętMerida TFS 900
Solinka - Polany Surowiczne (dzień 5)

Dzięń zaczynam od przebijania się pieszym szlakiem granicznym do Balnicy. W tym rejonie nie ma żadnych sensownych dróg, więc ten szlak wydał mi się najlepszą opcją.

Lekko nie było. Granica przecina tu mnóstwo małych, grząskich potoków. Wszystkie wyżłobiły głębokie wąwozy, przez które trzeba jakoś przetaszczyć rower. Te potoki, to źródła słowackiej rzeki Udava.

W Balnicy znajduje się końcowa stacja turystycznej kolejki bieszczadzkiej. Tory prowadzą dalej, do Nowego Łupkowa albo nawet do Rzepedzi, ale nic już tamtędy nie pojedzie.

A ja znów to samo: cmentarze, cerkwiska i wspomnienia dawnych wiosek.

I przydrożne kapliczki. One wszystkie mają już ponad 100 lat.

Figurka Jezusa pochłonięta przez drzewo na cmentarzu w Starym Łupkowie.

Deskal Arkadiusza Andrejkowa na stodole w Komańczy. To bardzo ciekawy projekt. Arkadiusz jeździ po okolicy i maluje ludziom na stodołach obrazy. Przeważnie są to skopiowane stare zdjęcia znajdujące się w zbiorach właściciela danej stodoły. Projekt nazywa się "Cichy Memoriał". Przez ostatnie dni już sporo takich obrazów spotkałem. Robią niesamowite wrażenie.

Cerkiew w Komańczy. Szkoda, że to tylko rekonstrukcja. Ta prawdziwa spaliła się w 2006 roku. Wygląda pięknie. Chyba jedna z najpiękniejszych cerkwi, jakie widziałem.

Jeszcze jedna cerkiew. Ta stoi w Wisłoku Wielkim. Powoli wjeżdżam w Beskid Niski.

A nocleg jak zwykle na łące z dala od ludzi.

Dzięń zaczynam od przebijania się pieszym szlakiem granicznym do Balnicy. W tym rejonie nie ma żadnych sensownych dróg, więc ten szlak wydał mi się najlepszą opcją.

Lekko nie było. Granica przecina tu mnóstwo małych, grząskich potoków. Wszystkie wyżłobiły głębokie wąwozy, przez które trzeba jakoś przetaszczyć rower. Te potoki, to źródła słowackiej rzeki Udava.

W Balnicy znajduje się końcowa stacja turystycznej kolejki bieszczadzkiej. Tory prowadzą dalej, do Nowego Łupkowa albo nawet do Rzepedzi, ale nic już tamtędy nie pojedzie.

A ja znów to samo: cmentarze, cerkwiska i wspomnienia dawnych wiosek.

I przydrożne kapliczki. One wszystkie mają już ponad 100 lat.

Figurka Jezusa pochłonięta przez drzewo na cmentarzu w Starym Łupkowie.

Deskal Arkadiusza Andrejkowa na stodole w Komańczy. To bardzo ciekawy projekt. Arkadiusz jeździ po okolicy i maluje ludziom na stodołach obrazy. Przeważnie są to skopiowane stare zdjęcia znajdujące się w zbiorach właściciela danej stodoły. Projekt nazywa się "Cichy Memoriał". Przez ostatnie dni już sporo takich obrazów spotkałem. Robią niesamowite wrażenie.

Cerkiew w Komańczy. Szkoda, że to tylko rekonstrukcja. Ta prawdziwa spaliła się w 2006 roku. Wygląda pięknie. Chyba jedna z najpiękniejszych cerkwi, jakie widziałem.

Jeszcze jedna cerkiew. Ta stoi w Wisłoku Wielkim. Powoli wjeżdżam w Beskid Niski.

A nocleg jak zwykle na łące z dala od ludzi.
Dystans66.93 km Czas04:52 Vśrednia13.75 km/h VMAX51.07 km/h Podjazdy972 m
Temp.17.0 °C SprzętMerida TFS 900
Zatwarnica - Solinka (dzień 4)

Zagłębiam się dalej w Bieszczady. To cerkiew w Chmielu. Tak na dobry początek dnia, bo potem, to już będą tylko góry.

Jadę do Brzegów Górnych, a potem na przełęcz Wyżną. To najbardziej znane i najbardziej widowiskowe bieszczadzkie serpentyny. Szkoda, że są takie krótkie i łatwe. Mają raptem 7% nachylenia.

A z przełęczy Wyżnej to nawet Chatkę Puchatkę widać. Czy jak tam to się teraz nazywa... Bo to nie jest już Chatka Puchatka. To jakaś landara, która stoi na jej miejscu... Może kiedyś i ją odwiedzę, chociaż wcale mi się nie spieszy.

Za to Baza Ludzi z Mgły w Wetlinie jest taka, jak dawniej. Prawie. Trochę urosła, stała się restauracją, ale to wciąż ta sama kultowa Baza.

I jeszcze Majster Bieda zasiadł na ławeczce w Wetlinie. Chyba mu tu dobrze.

Ostatnie spojrzenie na Połoninę Wetlińską z masywu Fereczatej.

A potem już tylko nocleg. Najzimniejszy na tym wyjeździe. Temperatura w nocy spadła do +1°C.

Zagłębiam się dalej w Bieszczady. To cerkiew w Chmielu. Tak na dobry początek dnia, bo potem, to już będą tylko góry.

Jadę do Brzegów Górnych, a potem na przełęcz Wyżną. To najbardziej znane i najbardziej widowiskowe bieszczadzkie serpentyny. Szkoda, że są takie krótkie i łatwe. Mają raptem 7% nachylenia.

A z przełęczy Wyżnej to nawet Chatkę Puchatkę widać. Czy jak tam to się teraz nazywa... Bo to nie jest już Chatka Puchatka. To jakaś landara, która stoi na jej miejscu... Może kiedyś i ją odwiedzę, chociaż wcale mi się nie spieszy.

Za to Baza Ludzi z Mgły w Wetlinie jest taka, jak dawniej. Prawie. Trochę urosła, stała się restauracją, ale to wciąż ta sama kultowa Baza.

I jeszcze Majster Bieda zasiadł na ławeczce w Wetlinie. Chyba mu tu dobrze.

Ostatnie spojrzenie na Połoninę Wetlińską z masywu Fereczatej.

A potem już tylko nocleg. Najzimniejszy na tym wyjeździe. Temperatura w nocy spadła do +1°C.
Dystans40.52 km Czas04:01 Vśrednia10.09 km/h VMAX52.52 km/h Podjazdy849 m
Temp.17.0 °C SprzętMerida TFS 900
Górzanka - Zatwarnica (dzień 3)

Kolejny dzień, kolejne ślady po dawnych wsiach. To Terka i resztki dzwonnicy, która stała kiedyś przy tutejszej cerkwi.

Przydrożna kapliczka. Zwykle kapliczki stoją samotne i zapomniane, ale nie ta. Ta obwieszona jest krzyżykami, różańcami i czym się tylko dało. Nie bez powodu. To "Kapliczka Szczęśliwego Powrotu z bieszczadzkich wykrotów".

Potok Wetlina w rezerwacie Sine Wiry.

A dalej wsie, których nie ma. Miejsca ładnie opisane, z mapkami i nawet nazwiskami mieszkańców, ale to tylko tablice. Po wsiach nie ma już nawet fundamentów domów.

Widok na Smerek, czyli jestem już blisko tych "prawdziwych" Bieszczadów.

Znów próbowałem przeprawić się przez San. Tym razem obok resztek dawnego mostu do nieistniejącej wsi Krywe. Nawet dało radę, woda nie była zbyt głęboka. Po drugiej stronie zastałem bardzo zarośniętą i błotnistą ścieżkę. Zrezygnowałem z przerzucania przez rzekę roweru. Krywe zostanie na inny wyjazd.

I dobrze zrobiłem, że zostałem na prawym brzegu Sanu. Pod wieczór trafiłem na rewelacyjną miejscówkę na nocleg, taką z widokiem na Połoninę Wetlińską.

Kolejny dzień, kolejne ślady po dawnych wsiach. To Terka i resztki dzwonnicy, która stała kiedyś przy tutejszej cerkwi.

Przydrożna kapliczka. Zwykle kapliczki stoją samotne i zapomniane, ale nie ta. Ta obwieszona jest krzyżykami, różańcami i czym się tylko dało. Nie bez powodu. To "Kapliczka Szczęśliwego Powrotu z bieszczadzkich wykrotów".

Potok Wetlina w rezerwacie Sine Wiry.

A dalej wsie, których nie ma. Miejsca ładnie opisane, z mapkami i nawet nazwiskami mieszkańców, ale to tylko tablice. Po wsiach nie ma już nawet fundamentów domów.

Widok na Smerek, czyli jestem już blisko tych "prawdziwych" Bieszczadów.

Znów próbowałem przeprawić się przez San. Tym razem obok resztek dawnego mostu do nieistniejącej wsi Krywe. Nawet dało radę, woda nie była zbyt głęboka. Po drugiej stronie zastałem bardzo zarośniętą i błotnistą ścieżkę. Zrezygnowałem z przerzucania przez rzekę roweru. Krywe zostanie na inny wyjazd.

I dobrze zrobiłem, że zostałem na prawym brzegu Sanu. Pod wieczór trafiłem na rewelacyjną miejscówkę na nocleg, taką z widokiem na Połoninę Wetlińską.
Dystans58.51 km Czas04:21 Vśrednia13.45 km/h VMAX59.51 km/h Podjazdy650 m
Temp.17.0 °C SprzętMerida TFS 900
Olszanica - Górzanka (dzień 2)

Noc deszczowa. Cały dzisiejszy dzień również pochmurny, chociaż już bez deszczu. Ciągnę powoli na południe przez góry Słonne, a potem w końcu Bieszczady.

W Uhercach zwiedzam Chatkę Wariatkę, czyli dom postawiony na dachu i do tego krzywo. Wzrok kłóci się z błędnikiem. Nie wiadomo, gdzie pion, gdzie poziom. Chodzi się po tym domu jak po jachcie przy silnym wietrze.

Miałem w planie sforsowanie Sanu w okolicy Bachlawy. Miał być tam bród przez rzekę. Okazało się, że brodu nie ma, a wody jest po pas, albo nawet głębiej. Nie dałem rady dojść nawet do środka rzeki, bo nurt zwalał mnie z nóg. No cóż, roweru tędy nie przeprowadzę. Muszę wracać.

Tak powinien wyglądać bród przez rzekę i tu normalnie przejechałem, chociaż buty zamoczyłem.

Przez przypadek zwiedzam zapory w Myczkowcach i Solinie. Tego nie było w planie, ale przez ten nieszczęsny bród musiałem zmienić trasę.

A po drodze cerkwie i ich ruiny. Jest tego tutaj sporo.

I cmentarze. Nie zapominajmy o cmentarzach. Wpadam w jakiś dziwny nastrój szwędając się po tym wszystkim.

I praktycznie wszędzie jestem sam. Od rana do wieczora.

Noc deszczowa. Cały dzisiejszy dzień również pochmurny, chociaż już bez deszczu. Ciągnę powoli na południe przez góry Słonne, a potem w końcu Bieszczady.

W Uhercach zwiedzam Chatkę Wariatkę, czyli dom postawiony na dachu i do tego krzywo. Wzrok kłóci się z błędnikiem. Nie wiadomo, gdzie pion, gdzie poziom. Chodzi się po tym domu jak po jachcie przy silnym wietrze.

Miałem w planie sforsowanie Sanu w okolicy Bachlawy. Miał być tam bród przez rzekę. Okazało się, że brodu nie ma, a wody jest po pas, albo nawet głębiej. Nie dałem rady dojść nawet do środka rzeki, bo nurt zwalał mnie z nóg. No cóż, roweru tędy nie przeprowadzę. Muszę wracać.

Tak powinien wyglądać bród przez rzekę i tu normalnie przejechałem, chociaż buty zamoczyłem.

Przez przypadek zwiedzam zapory w Myczkowcach i Solinie. Tego nie było w planie, ale przez ten nieszczęsny bród musiałem zmienić trasę.

A po drodze cerkwie i ich ruiny. Jest tego tutaj sporo.

I cmentarze. Nie zapominajmy o cmentarzach. Wpadam w jakiś dziwny nastrój szwędając się po tym wszystkim.

I praktycznie wszędzie jestem sam. Od rana do wieczora.
Dystans69.65 km Czas06:11 Vśrednia11.26 km/h VMAX65.89 km/h Podjazdy913 m
Temp.20.0 °C SprzętMerida TFS 900
Przemyśl - Olszanica (dzień 1)
Jadę sobie na kilka dni w góry. Tak bez pośpiechu i bez nabijania kilometrów. Ot, po prostu żeby trochę pobyć w górach, trochę odpocząć. Oczywiście nie ma to być siedzenie w jednym miejscu, praktycznie całymi dniami będę się przemieszczał, ale powolutku, często pchając rower zamiast jechać i kontemplując wszystko, co spotkam wokół. Na początek Przemyśl:

Jak Przemyśl, to oczywiście Wojak Szwejk. No dobra, trochę więcej rzeczy w Przemyślu zobaczyłem, bo to bardzo ładne miasto. Byłem już tu, ale jakoś tak zawsze wychodziło, że był to tylko tranzyt. Raz nawet tu spałem w jakimś hotelu, ale nigdy wcześniej nie zwiedzałem miasta. Błąd! Tyle lat musiałem czekać, by ten błąd naprawić.

Tak ma wyglądać ta podróż. Cerkwie, kościoły, cmentarze i zapomniane drogi.

A drogi różne. Czasem takie...

...a czasem takie. Ważne, że puste.

A do tego noclegi. Najczęściej takie.

Jak Przemyśl, to oczywiście Wojak Szwejk. No dobra, trochę więcej rzeczy w Przemyślu zobaczyłem, bo to bardzo ładne miasto. Byłem już tu, ale jakoś tak zawsze wychodziło, że był to tylko tranzyt. Raz nawet tu spałem w jakimś hotelu, ale nigdy wcześniej nie zwiedzałem miasta. Błąd! Tyle lat musiałem czekać, by ten błąd naprawić.

Tak ma wyglądać ta podróż. Cerkwie, kościoły, cmentarze i zapomniane drogi.

A drogi różne. Czasem takie...

...a czasem takie. Ważne, że puste.

A do tego noclegi. Najczęściej takie.
Dystans117.24 km Czas06:11 Vśrednia18.96 km/h VMAX36.00 km/h
SprzętMerida TFS 900
Do Warszawy
Kończymy naszą podróż. Na dziś nie mam już żadnych miejsc do zwiedzania. Znajdujemy się na płaskim jak stół Mazowszu, na turystycznej pustyni. Tu już nic nie ma. Tu można już tylko jechać. Więc jedziemy - prosto do Warszawy.

Sady, sady, sady. Czy pod Warszawą jest coś innego prócz sadów?

I tak przez cały dzień...

Sady, sady, sady. Czy pod Warszawą jest coś innego prócz sadów?

I tak przez cały dzień...
Dystans94.32 km Czas05:37 Vśrednia16.79 km/h VMAX60.39 km/h
SprzętMerida TFS 900
Szydłowiec
Nie zaglądamy do dużych miast, więc ominęliśmy Kielce od zachodu i jedziemy dalej na północ. Robi się coraz bardziej płasko, więc i dzienne przebiegi rosną. Zwiedzania też coraz mniej. Dziś na chwilę zaglądamy do pałacu w Oblęgorku, który był darem społeczeństwa polskiego dla Henryka Sienkiewicza. Teraz znajduje się tam muzeum. Potem wbijamy się w Puszczę Świętokrzyską, by obejrzeć osobliwe skały zwane "Piekło Pod Niekłaniem" i stamtąd jedziemy do Szydłowca. Na koniec dnia szerokim łukiem omijamy Radom i znajdujemy nocleg nad rzeką Radomka.

Pałac w Oblęgorku. Pałac został kupiony dla Henryka Sienkiewicza w 1900 roku z okazji 25-lecia pracy literackiej. Pieniądze na zakup pochodziły ze zbiórki.

Pałac w Oblęgorku. Widok od strony ogrodu.

Pałac w Oblęgorku - wnętrza.

Pałac w Oblęgorku - wnętrza.

Skałki "Piekło pod Niekłaniem".

Skałki "Piekło pod Niekłaniem".
.

Skałki "Piekło pod Niekłaniem".

Zamek w Szydłowcu.

Ratusz miejski w Szydłowcu.

Pałac w Oblęgorku. Pałac został kupiony dla Henryka Sienkiewicza w 1900 roku z okazji 25-lecia pracy literackiej. Pieniądze na zakup pochodziły ze zbiórki.

Pałac w Oblęgorku. Widok od strony ogrodu.

Pałac w Oblęgorku - wnętrza.

Pałac w Oblęgorku - wnętrza.

Skałki "Piekło pod Niekłaniem".

Skałki "Piekło pod Niekłaniem".
.

Skałki "Piekło pod Niekłaniem".

Zamek w Szydłowcu.

Ratusz miejski w Szydłowcu.
Dystans17.81 km Czas01:18 Vśrednia13.70 km/h VMAX33.80 km/h
SprzętMerida TFS 900
Busko-Zdrój
Jedziemy przez Ponidzie do Buska-Zdroju. Na dziś zapowiadają powrót deszczowej pogody, więc planujemy zrobić sobie w Busku przerwę. Nigdzie się nam nie spieszy, nie musimy jechać w deszczu. Po drodze zatrzymujemy się w niewielkiej wiosce o dziwnej nazwie Chotel Czerwony. Wznosi się tam gotycki kościół ufundowany przez... Jana Długosza. Od wczoraj gdzie nie pojedziemy, tam wyskakuje nam Długosz. Nawet w takim Chotlu.

Rezerwat przyrody "Przęślin", czyli największe na świecie odsłonięte kryształy gipsu. Geologiem nie jestem, ale zobaczyć można. Do tej pory nie wiedziałem, że gips w ogóle występuje naturalnie w takiej formie.

Średniowieczny kościół w Chotlu Czerwonym ufundowany przez Jana Długosza.

Kościół w Chotlu Czerwonym znajduje się na gipsowym wzgórzu, w którym znajduje się jaskinia zwana "Kuchnią Proboszcza" Wewnątrz podobno podziwiać można kryształy gipsu, ale wejście jest zakratowane.

Figura św. Andrzeja Apostoła w Gluzach.

Park zdrojowy w Busku-Zdroju. Park ładny, ale kuracjusze mają tam przechlapane. W kilku miejscach zamontowano głośniki, z których w kółko leci ten sam śpiew ptaków. Lubię śpiew ptaków, ale nie w takiej formie! Od razu da się wyczuć, że jest to sztuczne, a po chwili słuchania nawet męczące.

Pomnik Wojtka Belona w Busku-Zdroju.

Rezerwat przyrody "Przęślin", czyli największe na świecie odsłonięte kryształy gipsu. Geologiem nie jestem, ale zobaczyć można. Do tej pory nie wiedziałem, że gips w ogóle występuje naturalnie w takiej formie.

Średniowieczny kościół w Chotlu Czerwonym ufundowany przez Jana Długosza.

Kościół w Chotlu Czerwonym znajduje się na gipsowym wzgórzu, w którym znajduje się jaskinia zwana "Kuchnią Proboszcza" Wewnątrz podobno podziwiać można kryształy gipsu, ale wejście jest zakratowane.

Figura św. Andrzeja Apostoła w Gluzach.

Park zdrojowy w Busku-Zdroju. Park ładny, ale kuracjusze mają tam przechlapane. W kilku miejscach zamontowano głośniki, z których w kółko leci ten sam śpiew ptaków. Lubię śpiew ptaków, ale nie w takiej formie! Od razu da się wyczuć, że jest to sztuczne, a po chwili słuchania nawet męczące.

Pomnik Wojtka Belona w Busku-Zdroju.











