Dystans109.94 km Czas06:50 Vśrednia16.09 km/h VMAX39.10 km/h Podjazdy293 m
Temp.30.0 °C SprzętMerida TFS 900
Bałtyk-Bieszczady - Bełchatów
Trafił mi się bardziej monotonny kawałek Polski. Mijam tylko pola i pola. Czasem przejadę przez jakąś wioskę. Słońce grzeje dziś chyba jeszcze bardziej niż w poprzednich dniach. Już się do tych upałów przyzwyczaiłem, ale dziś odczuwam je wyjątkowo mocno. Może dlatego, że lasów tu niewiele i nawet na chwilę nie mogę schować się w cieniu? W miasteczku Burzenin po raz drugi na tej wycieczce przekraczam Wartę. Znów jestem na jej prawym brzegu. Robię też sobie godzinny postój pod sklepem.
Drogi mam wyjątkowo spokojne, nawet te asfaltowe. Gdy spotykam ten znak ze zdjęcia poniżej, wpadam w osłupienie. To już przed zwykłą drogą trzeba ludzi ostrzegać? Ale w sumie chyba ma to sens. Jest tu tak pusto, że można się zapomnieć.
W takim upale przede wszystkim szukam wody. Nie ma jej tu za wiele. Aż można zatęsknić za północną częścią Polski. Sytuację ratują tylko rzeki. Poniżej na zdjęciu Widawka. Spotykam ją w jakiejś wiosce i nie mogę się jej oprzeć. Muszę się chociaż na chwilę zanurzyć.
Potem wypatruję na mapie jezioro w środku lasu. Oczywiście muszę tamtędy pojechać. Nazywa się Staw Święte Ługi i okazuje się być... prywatnym jeziorem leśników. W jedynym miejscu, w którym jest kawałek plaży i można by się było wykąpać, zastaję wielką tablicę: "zakaz kąpieli i połowu ryb". A pod tym dopisek: "nie dotyczy Administracji Lasów Państwowych". No pięknie. Czyli nie chodzi o żadną ochronę przyrody i inne takie bzdety. Chodzi o to, że jest to nasze, a innym wara.
Kolejna woda na trasie to sztuczne stawy w pobliżu wsi Kluki. Tam z kolei zastaję wielka imprezę zorganizowaną przez "Agroturystykę Grobla". Agroturystykę? Co to się z tą agroturystyką porobiło? Pamiętam jak powstawała. Chodziło o to, by można było znaleźć pokój i wypoczynek u zwykłego rolnika. Świetna idea. Tutaj spotykam całą masę drewnianych budynków krytych strzechą. Mieszczą się w nich pokoje i restauracja, a na stawach zbudowano drewniane pomosty ze stołami i ławkami. Fajnie to wygląda, ale z agroturystyką nie ma nic wspólnego. Od wejścia do środka odstraszają niestety tłumy ludzi, skoczna muzyka, odpustowy jarmark i tabliczki z zakazami. Zakaz wnoszenia własnych napojów i jedzenia, zakaz tego i tamtego. Z głośników co chwilę dobiegają wezwania do restauracji, by kolejny numerek odebrał co zamówił. To nie dla mnie. Taki spokojny mam dzień, szkoda go przerywać na ten spęd.
Omijam Bełchatów od południowej strony i na nocleg jadę nad zalew Cieszanowice. Dziś potrzebuję już dostępu do prądu, a tam znajduje się camping. Od początku trasy jadę tylko na nawigacji w telefonie. Nawet papierowej mapy z sobą nie zabrałem. Do tej pory starczało mi prądu w pawerbankach, ale dziś jadę już na rezerwie. W każdym spotkanym sklepiku doładowuję telefon. Chociaż 15 minut, ale zawsze coś. Byle dojechać nad ten zalew. Docieram tam już po zmroku. Okazuje się, że miejsce jest niezwykle sympatyczne. A ceny? 10 zł za namiot i dodatkowo 5 zł za podciągnięcie do namiotu prądu. Bajka. Od jutra znów będę niezależny. Prądu wystarczy do końca podróży.
Drogi mam wyjątkowo spokojne, nawet te asfaltowe. Gdy spotykam ten znak ze zdjęcia poniżej, wpadam w osłupienie. To już przed zwykłą drogą trzeba ludzi ostrzegać? Ale w sumie chyba ma to sens. Jest tu tak pusto, że można się zapomnieć.
W takim upale przede wszystkim szukam wody. Nie ma jej tu za wiele. Aż można zatęsknić za północną częścią Polski. Sytuację ratują tylko rzeki. Poniżej na zdjęciu Widawka. Spotykam ją w jakiejś wiosce i nie mogę się jej oprzeć. Muszę się chociaż na chwilę zanurzyć.
Potem wypatruję na mapie jezioro w środku lasu. Oczywiście muszę tamtędy pojechać. Nazywa się Staw Święte Ługi i okazuje się być... prywatnym jeziorem leśników. W jedynym miejscu, w którym jest kawałek plaży i można by się było wykąpać, zastaję wielką tablicę: "zakaz kąpieli i połowu ryb". A pod tym dopisek: "nie dotyczy Administracji Lasów Państwowych". No pięknie. Czyli nie chodzi o żadną ochronę przyrody i inne takie bzdety. Chodzi o to, że jest to nasze, a innym wara.
Kolejna woda na trasie to sztuczne stawy w pobliżu wsi Kluki. Tam z kolei zastaję wielka imprezę zorganizowaną przez "Agroturystykę Grobla". Agroturystykę? Co to się z tą agroturystyką porobiło? Pamiętam jak powstawała. Chodziło o to, by można było znaleźć pokój i wypoczynek u zwykłego rolnika. Świetna idea. Tutaj spotykam całą masę drewnianych budynków krytych strzechą. Mieszczą się w nich pokoje i restauracja, a na stawach zbudowano drewniane pomosty ze stołami i ławkami. Fajnie to wygląda, ale z agroturystyką nie ma nic wspólnego. Od wejścia do środka odstraszają niestety tłumy ludzi, skoczna muzyka, odpustowy jarmark i tabliczki z zakazami. Zakaz wnoszenia własnych napojów i jedzenia, zakaz tego i tamtego. Z głośników co chwilę dobiegają wezwania do restauracji, by kolejny numerek odebrał co zamówił. To nie dla mnie. Taki spokojny mam dzień, szkoda go przerywać na ten spęd.
Omijam Bełchatów od południowej strony i na nocleg jadę nad zalew Cieszanowice. Dziś potrzebuję już dostępu do prądu, a tam znajduje się camping. Od początku trasy jadę tylko na nawigacji w telefonie. Nawet papierowej mapy z sobą nie zabrałem. Do tej pory starczało mi prądu w pawerbankach, ale dziś jadę już na rezerwie. W każdym spotkanym sklepiku doładowuję telefon. Chociaż 15 minut, ale zawsze coś. Byle dojechać nad ten zalew. Docieram tam już po zmroku. Okazuje się, że miejsce jest niezwykle sympatyczne. A ceny? 10 zł za namiot i dodatkowo 5 zł za podciągnięcie do namiotu prądu. Bajka. Od jutra znów będę niezależny. Prądu wystarczy do końca podróży.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.