Dystans91.14 km Czas06:37 Vśrednia13.77 km/h VMAX42.10 km/h Podjazdy247 m
Temp.30.0 °C SprzętMerida TFS 900
Bałtyk-Bieszczady - Kalisz
Dzień zaczynam od cofnięcia się do Gołuchowa. Znajduje się tam piękny, neorenesansowy zamek. Swoją bryłą przypomina słynne, francuskie zamki nad Loarą. Otacza go ogromny park. Wczoraj gnałem nad jezioro, by znaleźć miejsce do spania i nie w głowie mi było zwiedzanie. Zresztą i tak było już za późno. A dzisiaj bym go chętnie zobaczył. Wracam więc do Gołuchowa. Zamek oglądam tylko z zewnątrz. Dziś okazuje się, że jestem za wcześnie i wnętrza są jeszcze zamknięte. Mi to nie przeszkadza, bo i tak założyłem sobie, ze na tej wycieczce nie zaglądam do żadnych wnętrz, ale mały tłumek pod zamkową bramą cicho pomstuje i zastanawia się czy czekać, czy przyjść później.
Po parku rowerem jeździć nie wolno, ale można go prowadzić i nikt nie powinien się czepiać. Mnie nikt się nie czepia. Park jest ogromny. Aż kusi, by mimo wszystko wsiąść na rower, bo przejście pieszo całego parku może zająć z godzinę. A jeśli chciałbym się zapuścić gdzieś w bok, to do południa bym stamtąd nie wyszedł.
Z parkowych ciekawostek zainteresowała mnie kolekcja zabytkowych uli. Dziś już się takich wyszukanych konstrukcji nie widuje. Zwykle są to proste, kolorowe pudełka. Te zebrane w Głuchowie są naprawdę fajne. A już w ogóle arcydziełem jest kawał spróchniałego pnia drzewa przykryty daszkiem. Zastanawiam się jak mogła wyglądać obsługa takiego ula?
Do gołuchowskiej kolekcji uli mogę dorzucić coś ekstra. Są to wiklinowe kosze zaklejone gliną i przykryte folią. Kiedyś spotkałem coś takiego w Iranie. Długo zastanawiałem się co to może być, bo wpaść na to, że to akurat ule wcale nie było tak prosto. Przydałby się taki kosz w Gołuchowie. Ja mam je tylko na zdjęciu:
Warto było cofnąć się do Gołuchowa. Nadrobiłem parę kilometrów, ale nie był to czas stracony. Teraz już jednym ciągiem jadę do Kalisza, podobno najstarszego miasta w Polsce. Szacuje się, że Kalisz ma co najmniej 1800 lat. Nigdy nie było mi do Kalisza po drodze, więc teraz z chęcią go odwiedzam. Tej starości Kalisza wcale na ulicach nie widać. Ratusz i okoliczne budynki pochodzą z początku XX wieku. Bardzo młode budowle, jak na tak stare miasto. Całość wygląda jednak ładnie, a mnogość restauracyjek aż kusi, by tu przycupnąć. Wyszukuję taką, która daje prawdziwy cień, nie ten z parasolki. Chowam się za ścianą ratusza i zamawiam obiad.
Siedzę tak sobie jakiś czas. Przez ten upał każdego dnia jazdę przerywam w ten sposób. Jeśli jest gdzie, to zamawiam obiad. Jeśli nie ma, to wystarcza mi piwo przy wioskowym sklepie. Ważne, by schronić się chociaż na dwie, trzy godziny przed słońcem. Tym razem siedzę sobie przy ratuszu. Nagle podchodzi do mnie dwóch mężczyzn. Przedstawiają się jako reporterzy z portalu calisia.pl. Chcą przeprowadzić wywiad. Ale sobie temat znaleźli. Żebym jeszcze jechał dookoła świata, to rozumiem, ale wywiad z gościem co to wybrał się na rowerową wycieczkę? Ale co mi tam. Trochę pytają, trochę sam opowiadam, nic nie zapisują, nic nie nagrywają. Mówią, że zapamiętają. I trochę zapamiętali. Coś tam pokręcili, coś tam sobie dopowiedzieli i zamieścili to na stronie.
Opuszczam Kalisz i jadę nad zalew Szałe. To sztuczne, zaporowe jezioro. Jadę przez las, prawie wzdłuż brzegu. Do wody nie da się nigdzie dojść. Uroczych plażyczek jest tam całkiem sporo, ale wszędzie stoją samochody. Wciśnięte są między drzewa, a z wielu z nich dudni muzyka puszczona na cały regulator. To się nazywa wypoczynek? Do tego w każdym z takich miejsc leżą kilogramy śmieci. Zdecydowanie jest do tego zalewu zbyt łatwy dostęp. Poniżej najładniejszy widok na zalew i jedyne miejsce, w którym nie widziałem samochodów. Za wysoki brzeg?
Do końca dnia jadę już przez rozgrzane w słońcu pola. Wszędzie trwają żniwa, wszędzie warczą kombajny i traktory. Drogi mam przeważnie asfaltowe, ale udaje mi się znaleźć też spory odcinek piachu. Już zdążyłem zapomnieć, że coś takiego wstrzymywało moją podróż kilka dni temu. A więc dla przypomnienia:
Noclegu szukam nad zaporowym jeziorem Próba. Naturalnych jezior w okolicy to chyba w ogóle nie ma. To jakiś taki smutny rejon Polski. Wszędzie tylko pola, wszędzie płasko i brak wody. Nad Zbiornikiem Próba (bo tak on się oficjalnie nazywa) znajduje się kąpielisko. Byłoby nawet fajne na postawienie namiotu, ale mimo późnej godziny kręci się tam zbyt wiele osób. Jadę dalej i przy każdym dojściu do wody spotykam wędkarzy i ich samochody. Dopiero na samym końcu zbiornika znajduję wreszcie miejsce dla siebie. Oceniam je wyjątkowo słabo. Do wody wejść się da, ale dno jest muliste i grząskie. Kusi mnie, by mimo wszystko wrócić na plażę, ale w końcu decyduję się zostać tutaj.
Po parku rowerem jeździć nie wolno, ale można go prowadzić i nikt nie powinien się czepiać. Mnie nikt się nie czepia. Park jest ogromny. Aż kusi, by mimo wszystko wsiąść na rower, bo przejście pieszo całego parku może zająć z godzinę. A jeśli chciałbym się zapuścić gdzieś w bok, to do południa bym stamtąd nie wyszedł.
Z parkowych ciekawostek zainteresowała mnie kolekcja zabytkowych uli. Dziś już się takich wyszukanych konstrukcji nie widuje. Zwykle są to proste, kolorowe pudełka. Te zebrane w Głuchowie są naprawdę fajne. A już w ogóle arcydziełem jest kawał spróchniałego pnia drzewa przykryty daszkiem. Zastanawiam się jak mogła wyglądać obsługa takiego ula?
Do gołuchowskiej kolekcji uli mogę dorzucić coś ekstra. Są to wiklinowe kosze zaklejone gliną i przykryte folią. Kiedyś spotkałem coś takiego w Iranie. Długo zastanawiałem się co to może być, bo wpaść na to, że to akurat ule wcale nie było tak prosto. Przydałby się taki kosz w Gołuchowie. Ja mam je tylko na zdjęciu:
Warto było cofnąć się do Gołuchowa. Nadrobiłem parę kilometrów, ale nie był to czas stracony. Teraz już jednym ciągiem jadę do Kalisza, podobno najstarszego miasta w Polsce. Szacuje się, że Kalisz ma co najmniej 1800 lat. Nigdy nie było mi do Kalisza po drodze, więc teraz z chęcią go odwiedzam. Tej starości Kalisza wcale na ulicach nie widać. Ratusz i okoliczne budynki pochodzą z początku XX wieku. Bardzo młode budowle, jak na tak stare miasto. Całość wygląda jednak ładnie, a mnogość restauracyjek aż kusi, by tu przycupnąć. Wyszukuję taką, która daje prawdziwy cień, nie ten z parasolki. Chowam się za ścianą ratusza i zamawiam obiad.
Siedzę tak sobie jakiś czas. Przez ten upał każdego dnia jazdę przerywam w ten sposób. Jeśli jest gdzie, to zamawiam obiad. Jeśli nie ma, to wystarcza mi piwo przy wioskowym sklepie. Ważne, by schronić się chociaż na dwie, trzy godziny przed słońcem. Tym razem siedzę sobie przy ratuszu. Nagle podchodzi do mnie dwóch mężczyzn. Przedstawiają się jako reporterzy z portalu calisia.pl. Chcą przeprowadzić wywiad. Ale sobie temat znaleźli. Żebym jeszcze jechał dookoła świata, to rozumiem, ale wywiad z gościem co to wybrał się na rowerową wycieczkę? Ale co mi tam. Trochę pytają, trochę sam opowiadam, nic nie zapisują, nic nie nagrywają. Mówią, że zapamiętają. I trochę zapamiętali. Coś tam pokręcili, coś tam sobie dopowiedzieli i zamieścili to na stronie.
Opuszczam Kalisz i jadę nad zalew Szałe. To sztuczne, zaporowe jezioro. Jadę przez las, prawie wzdłuż brzegu. Do wody nie da się nigdzie dojść. Uroczych plażyczek jest tam całkiem sporo, ale wszędzie stoją samochody. Wciśnięte są między drzewa, a z wielu z nich dudni muzyka puszczona na cały regulator. To się nazywa wypoczynek? Do tego w każdym z takich miejsc leżą kilogramy śmieci. Zdecydowanie jest do tego zalewu zbyt łatwy dostęp. Poniżej najładniejszy widok na zalew i jedyne miejsce, w którym nie widziałem samochodów. Za wysoki brzeg?
Do końca dnia jadę już przez rozgrzane w słońcu pola. Wszędzie trwają żniwa, wszędzie warczą kombajny i traktory. Drogi mam przeważnie asfaltowe, ale udaje mi się znaleźć też spory odcinek piachu. Już zdążyłem zapomnieć, że coś takiego wstrzymywało moją podróż kilka dni temu. A więc dla przypomnienia:
Noclegu szukam nad zaporowym jeziorem Próba. Naturalnych jezior w okolicy to chyba w ogóle nie ma. To jakiś taki smutny rejon Polski. Wszędzie tylko pola, wszędzie płasko i brak wody. Nad Zbiornikiem Próba (bo tak on się oficjalnie nazywa) znajduje się kąpielisko. Byłoby nawet fajne na postawienie namiotu, ale mimo późnej godziny kręci się tam zbyt wiele osób. Jadę dalej i przy każdym dojściu do wody spotykam wędkarzy i ich samochody. Dopiero na samym końcu zbiornika znajduję wreszcie miejsce dla siebie. Oceniam je wyjątkowo słabo. Do wody wejść się da, ale dno jest muliste i grząskie. Kusi mnie, by mimo wszystko wrócić na plażę, ale w końcu decyduję się zostać tutaj.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.