Dystans62.05 km Czas05:10 Vśrednia12.01 km/h VMAX45.41 km/h Podjazdy625 m
Temp.18.0 °C SprzętMerida TFS 900
Solinka - Polany Surowiczne (dzień 5)

Dzięń zaczynam od przebijania się pieszym szlakiem granicznym do Balnicy. W tym rejonie nie ma żadnych sensownych dróg, więc ten szlak wydał mi się najlepszą opcją.

Lekko nie było. Granica przecina tu mnóstwo małych, grząskich potoków. Wszystkie wyżłobiły głębokie wąwozy, przez które trzeba jakoś przetaszczyć rower. Te potoki, to źródła słowackiej rzeki Udava.

W Balnicy znajduje się końcowa stacja turystycznej kolejki bieszczadzkiej. Tory prowadzą dalej, do Nowego Łupkowa albo nawet do Rzepedzi, ale nic już tamtędy nie pojedzie.

A ja znów to samo: cmentarze, cerkwiska i wspomnienia dawnych wiosek.

I przydrożne kapliczki. One wszystkie mają już ponad 100 lat.

Figurka Jezusa pochłonięta przez drzewo na cmentarzu w Starym Łupkowie.

Deskal Arkadiusza Andrejkowa na stodole w Komańczy. To bardzo ciekawy projekt. Arkadiusz jeździ po okolicy i maluje ludziom na stodołach obrazy. Przeważnie są to skopiowane stare zdjęcia znajdujące się w zbiorach właściciela danej stodoły. Projekt nazywa się "Cichy Memoriał". Przez ostatnie dni już sporo takich obrazów spotkałem. Robią niesamowite wrażenie.

Cerkiew w Komańczy. Szkoda, że to tylko rekonstrukcja. Ta prawdziwa spaliła się w 2006 roku. Wygląda pięknie. Chyba jedna z najpiękniejszych cerkwi, jakie widziałem.

Jeszcze jedna cerkiew. Ta stoi w Wisłoku Wielkim. Powoli wjeżdżam w Beskid Niski.

A nocleg jak zwykle na łące z dala od ludzi.

Dzięń zaczynam od przebijania się pieszym szlakiem granicznym do Balnicy. W tym rejonie nie ma żadnych sensownych dróg, więc ten szlak wydał mi się najlepszą opcją.

Lekko nie było. Granica przecina tu mnóstwo małych, grząskich potoków. Wszystkie wyżłobiły głębokie wąwozy, przez które trzeba jakoś przetaszczyć rower. Te potoki, to źródła słowackiej rzeki Udava.

W Balnicy znajduje się końcowa stacja turystycznej kolejki bieszczadzkiej. Tory prowadzą dalej, do Nowego Łupkowa albo nawet do Rzepedzi, ale nic już tamtędy nie pojedzie.

A ja znów to samo: cmentarze, cerkwiska i wspomnienia dawnych wiosek.

I przydrożne kapliczki. One wszystkie mają już ponad 100 lat.

Figurka Jezusa pochłonięta przez drzewo na cmentarzu w Starym Łupkowie.

Deskal Arkadiusza Andrejkowa na stodole w Komańczy. To bardzo ciekawy projekt. Arkadiusz jeździ po okolicy i maluje ludziom na stodołach obrazy. Przeważnie są to skopiowane stare zdjęcia znajdujące się w zbiorach właściciela danej stodoły. Projekt nazywa się "Cichy Memoriał". Przez ostatnie dni już sporo takich obrazów spotkałem. Robią niesamowite wrażenie.

Cerkiew w Komańczy. Szkoda, że to tylko rekonstrukcja. Ta prawdziwa spaliła się w 2006 roku. Wygląda pięknie. Chyba jedna z najpiękniejszych cerkwi, jakie widziałem.

Jeszcze jedna cerkiew. Ta stoi w Wisłoku Wielkim. Powoli wjeżdżam w Beskid Niski.

A nocleg jak zwykle na łące z dala od ludzi.
Dystans66.93 km Czas04:52 Vśrednia13.75 km/h VMAX51.07 km/h Podjazdy972 m
Temp.17.0 °C SprzętMerida TFS 900
Zatwarnica - Solinka (dzień 4)

Zagłębiam się dalej w Bieszczady. To cerkiew w Chmielu. Tak na dobry początek dnia, bo potem, to już będą tylko góry.

Jadę do Brzegów Górnych, a potem na przełęcz Wyżną. To najbardziej znane i najbardziej widowiskowe bieszczadzkie serpentyny. Szkoda, że są takie krótkie i łatwe. Mają raptem 7% nachylenia.

A z przełęczy Wyżnej to nawet Chatkę Puchatkę widać. Czy jak tam to się teraz nazywa... Bo to nie jest już Chatka Puchatka. To jakaś landara, która stoi na jej miejscu... Może kiedyś i ją odwiedzę, chociaż wcale mi się nie spieszy.

Za to Baza Ludzi z Mgły w Wetlinie jest taka, jak dawniej. Prawie. Trochę urosła, stała się restauracją, ale to wciąż ta sama kultowa Baza.

I jeszcze Majster Bieda zasiadł na ławeczce w Wetlinie. Chyba mu tu dobrze.

Ostatnie spojrzenie na Połoninę Wetlińską z masywu Fereczatej.

A potem już tylko nocleg. Najzimniejszy na tym wyjeździe. Temperatura w nocy spadła do +1°C.

Zagłębiam się dalej w Bieszczady. To cerkiew w Chmielu. Tak na dobry początek dnia, bo potem, to już będą tylko góry.

Jadę do Brzegów Górnych, a potem na przełęcz Wyżną. To najbardziej znane i najbardziej widowiskowe bieszczadzkie serpentyny. Szkoda, że są takie krótkie i łatwe. Mają raptem 7% nachylenia.

A z przełęczy Wyżnej to nawet Chatkę Puchatkę widać. Czy jak tam to się teraz nazywa... Bo to nie jest już Chatka Puchatka. To jakaś landara, która stoi na jej miejscu... Może kiedyś i ją odwiedzę, chociaż wcale mi się nie spieszy.

Za to Baza Ludzi z Mgły w Wetlinie jest taka, jak dawniej. Prawie. Trochę urosła, stała się restauracją, ale to wciąż ta sama kultowa Baza.

I jeszcze Majster Bieda zasiadł na ławeczce w Wetlinie. Chyba mu tu dobrze.

Ostatnie spojrzenie na Połoninę Wetlińską z masywu Fereczatej.

A potem już tylko nocleg. Najzimniejszy na tym wyjeździe. Temperatura w nocy spadła do +1°C.
Dystans40.52 km Czas04:01 Vśrednia10.09 km/h VMAX52.52 km/h Podjazdy849 m
Temp.17.0 °C SprzętMerida TFS 900
Górzanka - Zatwarnica (dzień 3)

Kolejny dzień, kolejne ślady po dawnych wsiach. To Terka i resztki dzwonnicy, która stała kiedyś przy tutejszej cerkwi.

Przydrożna kapliczka. Zwykle kapliczki stoją samotne i zapomniane, ale nie ta. Ta obwieszona jest krzyżykami, różańcami i czym się tylko dało. Nie bez powodu. To "Kapliczka Szczęśliwego Powrotu z bieszczadzkich wykrotów".

Potok Wetlina w rezerwacie Sine Wiry.

A dalej wsie, których nie ma. Miejsca ładnie opisane, z mapkami i nawet nazwiskami mieszkańców, ale to tylko tablice. Po wsiach nie ma już nawet fundamentów domów.

Widok na Smerek, czyli jestem już blisko tych "prawdziwych" Bieszczadów.

Znów próbowałem przeprawić się przez San. Tym razem obok resztek dawnego mostu do nieistniejącej wsi Krywe. Nawet dało radę, woda nie była zbyt głęboka. Po drugiej stronie zastałem bardzo zarośniętą i błotnistą ścieżkę. Zrezygnowałem z przerzucania przez rzekę roweru. Krywe zostanie na inny wyjazd.

I dobrze zrobiłem, że zostałem na prawym brzegu Sanu. Pod wieczór trafiłem na rewelacyjną miejscówkę na nocleg, taką z widokiem na Połoninę Wetlińską.

Kolejny dzień, kolejne ślady po dawnych wsiach. To Terka i resztki dzwonnicy, która stała kiedyś przy tutejszej cerkwi.

Przydrożna kapliczka. Zwykle kapliczki stoją samotne i zapomniane, ale nie ta. Ta obwieszona jest krzyżykami, różańcami i czym się tylko dało. Nie bez powodu. To "Kapliczka Szczęśliwego Powrotu z bieszczadzkich wykrotów".

Potok Wetlina w rezerwacie Sine Wiry.

A dalej wsie, których nie ma. Miejsca ładnie opisane, z mapkami i nawet nazwiskami mieszkańców, ale to tylko tablice. Po wsiach nie ma już nawet fundamentów domów.

Widok na Smerek, czyli jestem już blisko tych "prawdziwych" Bieszczadów.

Znów próbowałem przeprawić się przez San. Tym razem obok resztek dawnego mostu do nieistniejącej wsi Krywe. Nawet dało radę, woda nie była zbyt głęboka. Po drugiej stronie zastałem bardzo zarośniętą i błotnistą ścieżkę. Zrezygnowałem z przerzucania przez rzekę roweru. Krywe zostanie na inny wyjazd.

I dobrze zrobiłem, że zostałem na prawym brzegu Sanu. Pod wieczór trafiłem na rewelacyjną miejscówkę na nocleg, taką z widokiem na Połoninę Wetlińską.
Dystans58.51 km Czas04:21 Vśrednia13.45 km/h VMAX59.51 km/h Podjazdy650 m
Temp.17.0 °C SprzętMerida TFS 900
Olszanica - Górzanka (dzień 2)

Noc deszczowa. Cały dzisiejszy dzień również pochmurny, chociaż już bez deszczu. Ciągnę powoli na południe przez góry Słonne, a potem w końcu Bieszczady.

W Uhercach zwiedzam Chatkę Wariatkę, czyli dom postawiony na dachu i do tego krzywo. Wzrok kłóci się z błędnikiem. Nie wiadomo, gdzie pion, gdzie poziom. Chodzi się po tym domu jak po jachcie przy silnym wietrze.

Miałem w planie sforsowanie Sanu w okolicy Bachlawy. Miał być tam bród przez rzekę. Okazało się, że brodu nie ma, a wody jest po pas, albo nawet głębiej. Nie dałem rady dojść nawet do środka rzeki, bo nurt zwalał mnie z nóg. No cóż, roweru tędy nie przeprowadzę. Muszę wracać.

Tak powinien wyglądać bród przez rzekę i tu normalnie przejechałem, chociaż buty zamoczyłem.

Przez przypadek zwiedzam zapory w Myczkowcach i Solinie. Tego nie było w planie, ale przez ten nieszczęsny bród musiałem zmienić trasę.

A po drodze cerkwie i ich ruiny. Jest tego tutaj sporo.

I cmentarze. Nie zapominajmy o cmentarzach. Wpadam w jakiś dziwny nastrój szwędając się po tym wszystkim.

I praktycznie wszędzie jestem sam. Od rana do wieczora.

Noc deszczowa. Cały dzisiejszy dzień również pochmurny, chociaż już bez deszczu. Ciągnę powoli na południe przez góry Słonne, a potem w końcu Bieszczady.

W Uhercach zwiedzam Chatkę Wariatkę, czyli dom postawiony na dachu i do tego krzywo. Wzrok kłóci się z błędnikiem. Nie wiadomo, gdzie pion, gdzie poziom. Chodzi się po tym domu jak po jachcie przy silnym wietrze.

Miałem w planie sforsowanie Sanu w okolicy Bachlawy. Miał być tam bród przez rzekę. Okazało się, że brodu nie ma, a wody jest po pas, albo nawet głębiej. Nie dałem rady dojść nawet do środka rzeki, bo nurt zwalał mnie z nóg. No cóż, roweru tędy nie przeprowadzę. Muszę wracać.

Tak powinien wyglądać bród przez rzekę i tu normalnie przejechałem, chociaż buty zamoczyłem.

Przez przypadek zwiedzam zapory w Myczkowcach i Solinie. Tego nie było w planie, ale przez ten nieszczęsny bród musiałem zmienić trasę.

A po drodze cerkwie i ich ruiny. Jest tego tutaj sporo.

I cmentarze. Nie zapominajmy o cmentarzach. Wpadam w jakiś dziwny nastrój szwędając się po tym wszystkim.

I praktycznie wszędzie jestem sam. Od rana do wieczora.
Dystans69.65 km Czas06:11 Vśrednia11.26 km/h VMAX65.89 km/h Podjazdy913 m
Temp.20.0 °C SprzętMerida TFS 900
Przemyśl - Olszanica (dzień 1)
Jadę sobie na kilka dni w góry. Tak bez pośpiechu i bez nabijania kilometrów. Ot, po prostu żeby trochę pobyć w górach, trochę odpocząć. Oczywiście nie ma to być siedzenie w jednym miejscu, praktycznie całymi dniami będę się przemieszczał, ale powolutku, często pchając rower zamiast jechać i kontemplując wszystko, co spotkam wokół. Na początek Przemyśl:

Jak Przemyśl, to oczywiście Wojak Szwejk. No dobra, trochę więcej rzeczy w Przemyślu zobaczyłem, bo to bardzo ładne miasto. Byłem już tu, ale jakoś tak zawsze wychodziło, że był to tylko tranzyt. Raz nawet tu spałem w jakimś hotelu, ale nigdy wcześniej nie zwiedzałem miasta. Błąd! Tyle lat musiałem czekać, by ten błąd naprawić.

Tak ma wyglądać ta podróż. Cerkwie, kościoły, cmentarze i zapomniane drogi.

A drogi różne. Czasem takie...

...a czasem takie. Ważne, że puste.

A do tego noclegi. Najczęściej takie.

Jak Przemyśl, to oczywiście Wojak Szwejk. No dobra, trochę więcej rzeczy w Przemyślu zobaczyłem, bo to bardzo ładne miasto. Byłem już tu, ale jakoś tak zawsze wychodziło, że był to tylko tranzyt. Raz nawet tu spałem w jakimś hotelu, ale nigdy wcześniej nie zwiedzałem miasta. Błąd! Tyle lat musiałem czekać, by ten błąd naprawić.

Tak ma wyglądać ta podróż. Cerkwie, kościoły, cmentarze i zapomniane drogi.

A drogi różne. Czasem takie...

...a czasem takie. Ważne, że puste.

A do tego noclegi. Najczęściej takie.
Dystans173.31 km Czas09:22 Vśrednia18.50 km/h VMAX48.88 km/h
SprzętStevens Gavere
Krzyż Wlkp - Szczecin

Most konstrukcji Baileya przerzucony nad Drawą w pobliżu Krzyża.

Mocno piaszczyste drogi wzdłuż Drawy. Sporo pchania, niestety.

Okolice wsi Breń. Tu też piasek.

Na szczęście dalej było już znacznie lepiej. To okolice wsi Lubieniów.

A po drodze jakieś pałace, kościoły lub ich ruiny. Na zdjęciu ladnie odrestaurowany pałac w Brzezinach.

Most konstrukcji Baileya przerzucony nad Drawą w pobliżu Krzyża.

Mocno piaszczyste drogi wzdłuż Drawy. Sporo pchania, niestety.

Okolice wsi Breń. Tu też piasek.

Na szczęście dalej było już znacznie lepiej. To okolice wsi Lubieniów.

A po drodze jakieś pałace, kościoły lub ich ruiny. Na zdjęciu ladnie odrestaurowany pałac w Brzezinach.
Dystans111.97 km Czas05:41 Vśrednia19.70 km/h VMAX41.95 km/h
SprzętStevens Gavere
Nowe Warpno

Ratusz w Nowym Warpnie i pomnik malarza Hansa Hartiga, który stoi na rynku przed ratuszem.

Pałac w Karsznie z XIX wieku. Obecnie jest w remoncie. Wygląda na to, że dopieszczają go z detalami, ale nie wiadomo co ma się w nim znajdować po zakończeniu remontu.

Ratusz w Nowym Warpnie i pomnik malarza Hansa Hartiga, który stoi na rynku przed ratuszem.

Pałac w Karsznie z XIX wieku. Obecnie jest w remoncie. Wygląda na to, że dopieszczają go z detalami, ale nie wiadomo co ma się w nim znajdować po zakończeniu remontu.
Dystans75.39 km Czas04:00 Vśrednia18.85 km/h VMAX44.33 km/h
Temp.8.0 °C SprzętStevens Gavere
Gartz n/Oder

Ruiny kościoła w Gartz. Z tej perspektywy nie widać, że to ruiny, ale ten kościół po wojnie został odbudowany tylko częściowo. Nad nawą główną do dziś nie ma dachu.

A w pewnym ogródku w Gartz stoi sobie Obélix. Za towarzystwo ma marynarza Popeye, który nie zmieścił się w kadr. To wyższa liga niemieckich, ogrodowych krasnali :)

Wracając z Gartz sprawdziłem jak tam postępy na naszej nowej ścieżce rowerowej z Będargowa do Barnisławia. Jest już asfalt na całej długości. Na razie tylko podkładowy, warstwa ścieralna będzie dopiero wylewana, ale jest już twardo. Miejscami nadal stoi woda i wygląda na to, że będzie stała tam zawsze, bo po prostu spływa z pól i przepływa przez ścieżkę. Czekam na finał, ale nastawienie do tej ścieżki od początku mam wyjątkowo negatywne.

Dawna stacja Karwowo. Pojawiła się wiata i tablice z opisem stacji... Będargowo. Naprawdę tutaj miały stać te tablice? A nie przypadkiem w Będargowie?

Moja kochana Grobla nad Rozlewiskiem. Zielone miejsce odcięte od świata. Miejsce, gdzie można było się zaszyć, posiedzieć przy ognisku... Było, minęło. Teraz jest asfaltowa autostrada i barierki. BARIERKI!!! Tego nie przewidziałem. Wiedziałem, że to miejsce zniszczą, ale nie spodziewałem się, że aż TAK!!!

Te barierki mają 1,5 metra wysokości! Wyższych nie widziałem jeszcze nigdzie. To rekord świata. Jadąc rowerem górna decha jest akurat na wysokości wzroku i nie widać nic. Kto to wymyślił? I po co to? Nie mogły być niższe? Zwykle są dużo niższe. O ile w ogóle są. W Pyrzycach na nasypie zamiast płotów jest żywopłot wysokości 30 cm. Na ścieżce wzdłuż jeziora Chwarstnickiego nie ma barierek, jest za to ławka z widokiem na jezioro. Na Starym Kolejowym Szlaku pod Połczynem są skarpy po kilkanaście metrów wysokości i nie ma żadnych barierek. A tu takie monstrum... Mam teorię, że plan był opisany w centymetrach, a budowlańcy mieli tylko linijkę wyskalowaną w calach i tak wyszło... Czemu oni tak zniszczyli tak piękne miejsce... Nie mogę tego przeboleć. Przypomnę jak tu wyglądało zanim zaczęto budować ścieżkę:

Ruiny kościoła w Gartz. Z tej perspektywy nie widać, że to ruiny, ale ten kościół po wojnie został odbudowany tylko częściowo. Nad nawą główną do dziś nie ma dachu.

A w pewnym ogródku w Gartz stoi sobie Obélix. Za towarzystwo ma marynarza Popeye, który nie zmieścił się w kadr. To wyższa liga niemieckich, ogrodowych krasnali :)

Wracając z Gartz sprawdziłem jak tam postępy na naszej nowej ścieżce rowerowej z Będargowa do Barnisławia. Jest już asfalt na całej długości. Na razie tylko podkładowy, warstwa ścieralna będzie dopiero wylewana, ale jest już twardo. Miejscami nadal stoi woda i wygląda na to, że będzie stała tam zawsze, bo po prostu spływa z pól i przepływa przez ścieżkę. Czekam na finał, ale nastawienie do tej ścieżki od początku mam wyjątkowo negatywne.

Dawna stacja Karwowo. Pojawiła się wiata i tablice z opisem stacji... Będargowo. Naprawdę tutaj miały stać te tablice? A nie przypadkiem w Będargowie?

Moja kochana Grobla nad Rozlewiskiem. Zielone miejsce odcięte od świata. Miejsce, gdzie można było się zaszyć, posiedzieć przy ognisku... Było, minęło. Teraz jest asfaltowa autostrada i barierki. BARIERKI!!! Tego nie przewidziałem. Wiedziałem, że to miejsce zniszczą, ale nie spodziewałem się, że aż TAK!!!

Te barierki mają 1,5 metra wysokości! Wyższych nie widziałem jeszcze nigdzie. To rekord świata. Jadąc rowerem górna decha jest akurat na wysokości wzroku i nie widać nic. Kto to wymyślił? I po co to? Nie mogły być niższe? Zwykle są dużo niższe. O ile w ogóle są. W Pyrzycach na nasypie zamiast płotów jest żywopłot wysokości 30 cm. Na ścieżce wzdłuż jeziora Chwarstnickiego nie ma barierek, jest za to ławka z widokiem na jezioro. Na Starym Kolejowym Szlaku pod Połczynem są skarpy po kilkanaście metrów wysokości i nie ma żadnych barierek. A tu takie monstrum... Mam teorię, że plan był opisany w centymetrach, a budowlańcy mieli tylko linijkę wyskalowaną w calach i tak wyszło... Czemu oni tak zniszczyli tak piękne miejsce... Nie mogę tego przeboleć. Przypomnę jak tu wyglądało zanim zaczęto budować ścieżkę:

Dystans68.68 km Czas04:41 Vśrednia14.66 km/h VMAX33.84 km/h
SprzętStevens Gavere
Pałace w Golenicach, Czernikowie i Dobropolu

Pałac w Golenicach z 1759. Obecnie ładnie odrestaurowana własność prywatna. Pałac jest otoczony folwarkiem, murem i czym się tylko da. Praktycznie niemożliwy do zobaczenia. Żeby zrobić takie zdjęcie, trzeba wpakować się komuś na prywatne podwórko.

Pałac w Czernikowie z 1850 roku. Dziś to prawie ruina. Co prawda, jeszcze ma dach, jeszcze się nie zawalił, ale drzewa upominają się o swoje i jeśli ktoś szybko ich nie powstrzyma, pochłoną cały pałac.

Pałac w Dobropolu z 1770 roku. Ten już zdążył się zawalić zanim przyszedł ratunek. Teraz coś się tu dzieje, ocalałe mury są uzupełniane, wylewana jest nowa posadzka na poziomie piwnicy. Kto i w jakim celu go remuntuje - tego nie wiem.

Pałac w Golenicach z 1759. Obecnie ładnie odrestaurowana własność prywatna. Pałac jest otoczony folwarkiem, murem i czym się tylko da. Praktycznie niemożliwy do zobaczenia. Żeby zrobić takie zdjęcie, trzeba wpakować się komuś na prywatne podwórko.

Pałac w Czernikowie z 1850 roku. Dziś to prawie ruina. Co prawda, jeszcze ma dach, jeszcze się nie zawalił, ale drzewa upominają się o swoje i jeśli ktoś szybko ich nie powstrzyma, pochłoną cały pałac.

Pałac w Dobropolu z 1770 roku. Ten już zdążył się zawalić zanim przyszedł ratunek. Teraz coś się tu dzieje, ocalałe mury są uzupełniane, wylewana jest nowa posadzka na poziomie piwnicy. Kto i w jakim celu go remuntuje - tego nie wiem.
Dystans105.00 km Czas06:22 Vśrednia16.49 km/h
SprzętStevens Gavere
Pojezierze Drawskie (dzień 2/2)

Lasy wokół torfowiska "Karsibór".

Tym jedziemy.

Droga przez wieś Zajączkowo. Tak, to wieś. A że domów nie widać? Domy też są, ale tak daleko od siebie, że mieszkańcy nie widzą nawzajem swoich gospodarstw.

Ścieżka rowerowa "Stary Kolejowy Szlak" z Połczyna do Złocieńca.

Pole namiotowe "Jędrkowe Zakole" nad Drawą. Kiedyś tu spałem, a dziś jest w całości pod wodą. Po wyjątkowo deszczowej zimie stan rzek nie chce opaść.

Dzień się kończy. Wracamy do Ińska, gdzie kończymy tę dwudniową przejażdżkę.

Lasy wokół torfowiska "Karsibór".

Tym jedziemy.

Droga przez wieś Zajączkowo. Tak, to wieś. A że domów nie widać? Domy też są, ale tak daleko od siebie, że mieszkańcy nie widzą nawzajem swoich gospodarstw.

Ścieżka rowerowa "Stary Kolejowy Szlak" z Połczyna do Złocieńca.

Pole namiotowe "Jędrkowe Zakole" nad Drawą. Kiedyś tu spałem, a dziś jest w całości pod wodą. Po wyjątkowo deszczowej zimie stan rzek nie chce opaść.

Dzień się kończy. Wracamy do Ińska, gdzie kończymy tę dwudniową przejażdżkę.