Dystans70.53 km Czas03:20 Vśrednia21.16 km/h VMAX40.81 km/h
SprzętStevens Gavere
Blankensee
Droga do Schwennenz
Obersee
Dystans105.80 km Czas05:17 Vśrednia20.03 km/h VMAX42.90 km/h Podjazdy791 m
SprzętStevens Gavere
Dystans101.30 km Czas05:12 Vśrednia19.48 km/h VMAX37.80 km/h
SprzętStevens Gavere
Dystans48.80 km Czas02:39 Vśrednia18.42 km/h VMAX34.50 km/h
SprzętStevens Gavere
Dystans75.50 km Czas03:13 Vśrednia23.47 km/h
SprzętStevens Gavere
Dystans84.20 km Czas04:48 Vśrednia17.54 km/h VMAX31.44 km/h Podjazdy314 m
SprzętMerida TFS 900
Między Odrą a Bugiem: Moroczyn - wschodni kraniec Polski - Chełm
Spałem w polach za Hrubieszowem. Rano budzą mnie ostre słońce przebijające się przez mgły i baraszkujące w pobliżu koziołki. Znów wstaję o świcie, by się tym wszystkim nacieszyć. Z miejsca, w którym śpię widok mam bardzo rozległy i malowniczy. To słońce maluje te obrazy. Wieczorem tak ładnie to nie wyglądało.
To już była ostatnia noc przed celem. Do wschodniego krańca Polski zostało mi w linii prostej raptem 14 km. Jadę jednak trochę naokoło, przez Horodło, dawne miasteczko, dziś większą wieś. Wygląda na wymarłą, ale to pewnie dlatego, że jest niedziela i do tego wcześnie rano. Kto by wstawał o tej porze?
Nie wiedziałem czego mam się spodziewać po wschodnim krańcu Polski. Relacje mówiły o zarośniętej drodze, trudnościach z dotarciem na miejsce, koniecznością zgłaszania obecności do pograniczników (czego oczywiście nie zrobiłem), a przede wszystkim o komarach! Chyba tych komarów bałem się najbardziej. Rzeczywistość okazała się banalna. Droga prawie do samego końca jest przejezdna. Dojechać można nawet samochodem (terenowym oczywiście). Do przejścia po zaroślach jest może z 15 metrów. Na miejscu jest tablica informacyjna (dla kajakarzy - zwrócona w stronę rzeki). Komarów brak. Pogranicznicy się pojawili, ale nie byli mną zainteresowani. Czyli mówiąc krótko - prosto jak wycieczka do parku.
I to by było na tyle. Dotarłem do celu. Pozostało tylko pojechać do Chełma, na pociąg. Jak podsumować tę wyprawę? Odczucia mam mieszane. Najciekawsze miejsca, które odwiedziłem to Jura Krakowsko-Częstochowska oraz wschód Polski zaczynając od Roztocza. Poza tymi dwoma rejonami trasa była raczej mało ekscytująca. Nie twierdzę, że było nudno i nieciekawie, trochę fajnych dróg przejechałem. Powinienem jednak pociągnąć trasę bardziej na południe, by chociaż trochę górek zaliczyć. Tymczasem jechałem tak daleko od gór, że nawet ich nie widziałem. Szkoda. Może innym razem. A więc teraz do Chełma, podziwiając po drodze starą, drewnianą zabudowę.
Świt w polach, w pobliżu wsi Moroczyn.
To już była ostatnia noc przed celem. Do wschodniego krańca Polski zostało mi w linii prostej raptem 14 km. Jadę jednak trochę naokoło, przez Horodło, dawne miasteczko, dziś większą wieś. Wygląda na wymarłą, ale to pewnie dlatego, że jest niedziela i do tego wcześnie rano. Kto by wstawał o tej porze?
Przez pola w stronę Horodła.
Drewniana chata w Horodle.
Nie wiedziałem czego mam się spodziewać po wschodnim krańcu Polski. Relacje mówiły o zarośniętej drodze, trudnościach z dotarciem na miejsce, koniecznością zgłaszania obecności do pograniczników (czego oczywiście nie zrobiłem), a przede wszystkim o komarach! Chyba tych komarów bałem się najbardziej. Rzeczywistość okazała się banalna. Droga prawie do samego końca jest przejezdna. Dojechać można nawet samochodem (terenowym oczywiście). Do przejścia po zaroślach jest może z 15 metrów. Na miejscu jest tablica informacyjna (dla kajakarzy - zwrócona w stronę rzeki). Komarów brak. Pogranicznicy się pojawili, ale nie byli mną zainteresowani. Czyli mówiąc krótko - prosto jak wycieczka do parku.
Ten krzyż to jeszcze nie koniec Polski, ale jest już blisko.
Cel osiągnięty. Tak wygląda wschodni koniec Polski
I to by było na tyle. Dotarłem do celu. Pozostało tylko pojechać do Chełma, na pociąg. Jak podsumować tę wyprawę? Odczucia mam mieszane. Najciekawsze miejsca, które odwiedziłem to Jura Krakowsko-Częstochowska oraz wschód Polski zaczynając od Roztocza. Poza tymi dwoma rejonami trasa była raczej mało ekscytująca. Nie twierdzę, że było nudno i nieciekawie, trochę fajnych dróg przejechałem. Powinienem jednak pociągnąć trasę bardziej na południe, by chociaż trochę górek zaliczyć. Tymczasem jechałem tak daleko od gór, że nawet ich nie widziałem. Szkoda. Może innym razem. A więc teraz do Chełma, podziwiając po drodze starą, drewnianą zabudowę.
Dystans114.01 km Czas07:06 Vśrednia16.06 km/h VMAX48.23 km/h Podjazdy793 m
SprzętMerida TFS 900
Między Odrą a Bugiem: Tereszpol - Zamość - Moroczyn
Po wczorajszym nudnym dniu, nagle zrobiło się ciekawiej. Pojawiły się górki i kręte drogi. Z samego rana, zanim świat zdążył się jeszcze obudzić, zajeżdżam do Zwierzyńca. Wokół cisza. Z zaparkowanego nad stawami Echo samochodu wyturlała się dziewczyna w kapciach i szlafroku. Przy stawie Kościelnym tylko wędkarze. Co ja tu robię o tej porze? Przecież ja śpioch jestem. Nawet fontanna na stawie jeszcze nie działa, a ja już w trasie. Absurd.
Poranek bardzo zimny, więc jadę dalej. Na początek asfaltem, ale już po kilku kilometrach przedzieram się przez lasy i pola. Mam podjazdy i zjazdy, piach, nieistniejącą drogę, płot, który muszę obchodzić po chaszczach. Od razu robi się cieplej. Zmierzam do Zamościa, w którym chcę spędzić trochę czasu. Stare Miasto w Zamościu to jedna z najładniejszych starówek w Polsce i na pewno najładniejsza na mojej trasie.
A potem już dalej na wschód. Zachwycam się tutejszymi wioskami, a nawet pojedynczymi, samotnymi gospodarstwami ukrytymi wśród drzew. Pomiędzy murowanymi domami jak perełki tkwią stare, drewniane chaty. Niektóre są już opuszczone i chylą się ku upadkowi, ale większość jest zamieszkana. Tworzą niesamowity klimat. Wtapiają się w otoczenie i stają się jej częścią. Kocham taką harmonię. Wreszcie będąc na wsi, mogę poczuć się jak... na wsi.
Kościół Na Wodzie w Zwierzyńcu
Poranek bardzo zimny, więc jadę dalej. Na początek asfaltem, ale już po kilku kilometrach przedzieram się przez lasy i pola. Mam podjazdy i zjazdy, piach, nieistniejącą drogę, płot, który muszę obchodzić po chaszczach. Od razu robi się cieplej. Zmierzam do Zamościa, w którym chcę spędzić trochę czasu. Stare Miasto w Zamościu to jedna z najładniejszych starówek w Polsce i na pewno najładniejsza na mojej trasie.
Skrót przez lasy w okolicach Wólki Wieprzeckiej
Wieża widokowa Wierzchowiny
Rynek w Zamościu
A potem już dalej na wschód. Zachwycam się tutejszymi wioskami, a nawet pojedynczymi, samotnymi gospodarstwami ukrytymi wśród drzew. Pomiędzy murowanymi domami jak perełki tkwią stare, drewniane chaty. Niektóre są już opuszczone i chylą się ku upadkowi, ale większość jest zamieszkana. Tworzą niesamowity klimat. Wtapiają się w otoczenie i stają się jej częścią. Kocham taką harmonię. Wreszcie będąc na wsi, mogę poczuć się jak... na wsi.
Po takie widoki warto przyjechać na Roztocze i Zamojszczyznę. Na zachodzie wszystko murowane.
Wieczór. Czas rozstawiać namiot. Ostatni raz...
Dystans102.72 km Czas05:41 Vśrednia18.07 km/h VMAX33.14 km/h Podjazdy268 m
SprzętMerida TFS 900
Między Odrą a Bugiem: Tarnobrzeg - Stalowa Wola - Biłgoraj - Tereszpol
Ale nudny dzień się trafił. Najpierw główną drogą do Stalowej Woli. Plan był trochę inny, ciekawszy, ale wczoraj na nocleg pojechałem gdzie indziej, niż chciałem, a potem już nie było sensu nadrabiać. A więc wyszła Stalowa Wola, chyba największe miasto na trasie. Nuda i brzydota. Później było już spokojniej, głównie asfaltowo, przez wioski, trochę przez pola. Dopiero pod wieczór zorientowałem się, że w zasadzie przez cały dzień nie robiłem zdjęć. Nic mnie nie zachwyciło i nie zatrzymało. Ot, taki długi dzień bez atrakcji.
Ale nudny dzień się trafił. Najpierw główną drogą do Stalowej Woli. Plan był trochę inny, ciekawszy, ale wczoraj na nocleg pojechałem gdzie indziej, niż chciałem, a potem już nie było sensu nadrabiać. A więc wyszła Stalowa Wola, chyba największe miasto na trasie. Nuda i brzydota. Później było już spokojniej, głównie asfaltowo, przez wioski, trochę przez pola. Dopiero pod wieczór zorientowałem się, że w zasadzie przez cały dzień nie robiłem zdjęć. Nic mnie nie zachwyciło i nie zatrzymało. Ot, taki długi dzień bez atrakcji.
Nocleg na polu obok Tereszpola
Dystans125.11 km Czas07:04 Vśrednia17.70 km/h VMAX44.45 km/h Podjazdy675 m
SprzętMerida TFS 900
Między Odrą a Bugiem: Pińczów - Pacanów - Tarnobrzeg
Spałem niedaleko Pińczowa, w polu i oprócz wilgoci największą niedogodnością tego miejsca były komary! Latały ich tam tysiące. Zarówno wieczorem, jak i rano. Teren był trochę podmokły, więc się temu nie dziwiłem, ale gdy rankiem wjechałem do miasta i w samym centrum zaatakowały mnie komary, to już była lekka przesada. Jeszcze wtedy tego nie wiedziałem, ale komary towarzyszyć mi już będą do końca wyjazdu. Jakiś jesienny wylęg, czy co?
A za Pińczowem wpadam w coś takiego. Prowadzi tędy szlak rowerowy. Serio? Nie było innych dróg? Od tygodnia nie pada, a tą piaszczystą drogą płynie regularny strumień. Jest tak grząsko, że można tu buty zgubić. Czasem mam wrażenie, że szlaki rowerowe projektują urzędnicy zza biurka, którzy rower widzieli tylko na obrazku, a drogę na mapie Google.
Właściwie to nie wiem czy nasz poczciwy Koziołek Matołek dotarł w końcu do Pacanowa. Mi zajęło to wiele lat podróżowania, ale w końcu jestem :) Byłem ciekaw czy w Pacanowie pamiętają o Matołku. Oczywiście, że pamiętają! Cały Pacanów żyje Koziołkiem Matołkiem. Gdzie się nie obrócę, tam widzę same koziołki. Tu rzeźba, tam pomnik, malunek czy inna ozdoba. Wszędzie koziołki. Bardzo sympatycznie to wygląda. Pacanów, małe, poczciwe miasteczko. Tak poczciwe, jak sam koziołek. Dobrze, że tu przyjechałem :)
Kolejny wilgotny poranek.
Spałem niedaleko Pińczowa, w polu i oprócz wilgoci największą niedogodnością tego miejsca były komary! Latały ich tam tysiące. Zarówno wieczorem, jak i rano. Teren był trochę podmokły, więc się temu nie dziwiłem, ale gdy rankiem wjechałem do miasta i w samym centrum zaatakowały mnie komary, to już była lekka przesada. Jeszcze wtedy tego nie wiedziałem, ale komary towarzyszyć mi już będą do końca wyjazdu. Jakiś jesienny wylęg, czy co?
A za Pińczowem wpadam w coś takiego. Prowadzi tędy szlak rowerowy. Serio? Nie było innych dróg? Od tygodnia nie pada, a tą piaszczystą drogą płynie regularny strumień. Jest tak grząsko, że można tu buty zgubić. Czasem mam wrażenie, że szlaki rowerowe projektują urzędnicy zza biurka, którzy rower widzieli tylko na obrazku, a drogę na mapie Google.
Droga to czy rzeka? Nie! Szlak rowerowy!
Busko Zdrój - park zdrojowy i sanatorium.
“W Pacanowie kozy kują
więc Koziołek, mądra głowa,
błąka się po całym świecie,
aby dojść do Pacanowa"
Właściwie to nie wiem czy nasz poczciwy Koziołek Matołek dotarł w końcu do Pacanowa. Mi zajęło to wiele lat podróżowania, ale w końcu jestem :) Byłem ciekaw czy w Pacanowie pamiętają o Matołku. Oczywiście, że pamiętają! Cały Pacanów żyje Koziołkiem Matołkiem. Gdzie się nie obrócę, tam widzę same koziołki. Tu rzeźba, tam pomnik, malunek czy inna ozdoba. Wszędzie koziołki. Bardzo sympatycznie to wygląda. Pacanów, małe, poczciwe miasteczko. Tak poczciwe, jak sam koziołek. Dobrze, że tu przyjechałem :)
Pacanów koziołkami żyje.
Ale pyszności!
Prom przez Wisłę w Tarnobrzegu.
Dystans104.53 km Czas07:17 Vśrednia14.35 km/h VMAX47.23 km/h Podjazdy804 m
SprzętMerida TFS 900
Między Odrą a Bugiem: Bobolice - Wodzisław - Pińczów
Dzień zaczynam od spojrzenia na Bobolice. Spałem na wzgórzu, nieopodal zamku. Z tej perspektywy nie widać płotów i komercji. Z tej perspektywy zamek wygląda ładnie. Jak długo będzie go można tak oglądać? 100 metrów od miejsca, w którym spałem znajdują się domki letniskowe, a tuż przy namiocie straszyła mnie tabliczka "teren prywatny". Oj, chyba i ten widok niedługo stanie się płatny.
Kolejne miejsce, które odwiedzam na Jurze, to Góra Zborów. Jedno z moich ulubionych miejsc, jeszcze komercyjnie niezagospodarowane. Chociaż na dole już pojawiają się jakieś lapidaria z kamieni czy inne cuda, ale sama góra jest jeszcze naturalnie piękna. Lubię ten rozległy widok z niej, lubię skalne ostańce, które ją otaczają. Lubię na nią wchodzić, ale wtarabanić się na szczyt obładowanym rowerem to już jest coś.
I na pożegnanie z Jurą zaglądam jeszcze do Ogrodzieńca. Dopiero tu zastaję tłumy ludzi, stragany, bary i inną infrastrukturę. Nie ma się co dziwić. Zamek był i jest najpiękniejszy na Jurze. I dlatego był i jest tak bardzo oblegany. Ale wystarczy pójść ścieżką wokół zamku i nie spotka się prawie nikogo. Dziwni są ci ludzie.
I to już koniec Jury, najpiękniejszego i najciekawszego miejsca na trasie. Miejsca pełnego wspomnień, które nie raz już odwiedziłem i pewnie jeszcze nie raz odwiedzę.
Dzień zaczynam od spojrzenia na Bobolice. Spałem na wzgórzu, nieopodal zamku. Z tej perspektywy nie widać płotów i komercji. Z tej perspektywy zamek wygląda ładnie. Jak długo będzie go można tak oglądać? 100 metrów od miejsca, w którym spałem znajdują się domki letniskowe, a tuż przy namiocie straszyła mnie tabliczka "teren prywatny". Oj, chyba i ten widok niedługo stanie się płatny.
Kolejne miejsce, które odwiedzam na Jurze, to Góra Zborów. Jedno z moich ulubionych miejsc, jeszcze komercyjnie niezagospodarowane. Chociaż na dole już pojawiają się jakieś lapidaria z kamieni czy inne cuda, ale sama góra jest jeszcze naturalnie piękna. Lubię ten rozległy widok z niej, lubię skalne ostańce, które ją otaczają. Lubię na nią wchodzić, ale wtarabanić się na szczyt obładowanym rowerem to już jest coś.
Góra Zborów
I dalej przez Jurę. Przez miejsca, które znam, a które wciąż mnie zachwycają, jakbym je dopiero co odkrywał.Zamek Morsko
Skała Okiennik Wielki
I na pożegnanie z Jurą zaglądam jeszcze do Ogrodzieńca. Dopiero tu zastaję tłumy ludzi, stragany, bary i inną infrastrukturę. Nie ma się co dziwić. Zamek był i jest najpiękniejszy na Jurze. I dlatego był i jest tak bardzo oblegany. Ale wystarczy pójść ścieżką wokół zamku i nie spotka się prawie nikogo. Dziwni są ci ludzie.
Zamek Ogrodzieniec. Też go odbudują?
I to już koniec Jury, najpiękniejszego i najciekawszego miejsca na trasie. Miejsca pełnego wspomnień, które nie raz już odwiedziłem i pewnie jeszcze nie raz odwiedzę.