Dystans68.65 km Czas05:02 Vśrednia13.64 km/h VMAX52.24 km/h
Dolina Prądnika
Kategoria z sakwami
Trzeci dzień na Jurze. Dziś w zasadzie kończymy przejazd po jurajskich zamkach. Odwiedzamy jeszcze Rabsztyn i Pieskową Skałę, a potem, po minięciu Doliny Prądnika i Ojcowa uciekamy na zachód. W zasadzie to mieliśmy już gdzieś tam spać, ale nie trafiliśmy na dogodne miejsce. Wjechaliśmy więc w Dolinę Będkowską i w półmroku kończącego się dnia przejechaliśmy ją całą. Nocleg znaleźliśmy dopiero obok stawów rybnych nad rzeczką Rudawką.


Rabsztyn, kolejny zamek na trasie. Ten też się bardzo zmienił od mojej ostatniej wizyty. Pamiętam go jako cztery ściany z dziurami po oknach. W zasadzie to, co jest po prawej stronie zdjęcia, to dawny Rabsztyn. To, co po lewej, zostało zbudowane na nowo.


Zamek Rabsztyn. Szkło, beton i stal. Czy to jeszcze średniowieczne ruiny, czy już współczesna budowla?


Zamek Rabsztyn. Lody jak dawniej, ale zamek jak dzisiaj. Muszę zweryfikować swoją opinię na temat odbudowy Bobolic i Mirowa. Odbudowa to nie jest najgorsze, co może spotkać średniowieczne ruiny. Można zrobić z nich taką szkaradę jak z Rabsztyna. Ani to odbudowane, ani zachowane. Z zewnątrz to jeszcze wygląda ładnie (na zachętę), ale w środku mamy współczesną aranżację kawiarni z tarasem widokowym i muzeum. Szklane barierki, wszędzie pełno stali i betonu. Ja wiem, że z Rabsztyna tak naprawdę niewiele zostało i nie było czego pokazywać, ale przebudowanie go na coś takiego, to wyraz pogardy dla dawnych ruin.


A tu dla kontrastu zdjęcie przedstawiające jak wyglądają prawdziwe ruiny. Ale takie prawdziwie prawdziwe, których za rok czy dwa już może w ogóle nie być. To gdzieś na początku Doliny Prądnika.



I dalej przez Dolinę Prądnika, czyli natłok wapiennych skał i domy wciśnięte między skały a wstęgę asfaltu. Gdzieś tam mała rzeczka też się obok nas wije. Ruch spory, ale jedzie się fajnie.


Na trasie oczywiście nie mogło zabraknąć zamku Pieskowa Skała. Jest właśnie w remoncie. Na pierwszym dziedzińcu wykopali jakąś ogromną dziurę, ale oficjalnie mówią, że zmieniają nawierzchnię. Huk maszyn budowlanych niesie się po całym zamku.


Skała Rękawica. Legenda głosi, że to ręka samego Boga, który w ten sposób zasłonił wejście do jaskini Ciemnej ratując chroniących się tam ludzi przed Tatarami. Podeszliśmy tu pieszo, specjalnie dla tego widoku. Jaskinia była już zamknięta. 


A na koniec dnia wpadła nam jeszcze Dolina Będkowska. Trochę przez przypadek, bo spać nie było gdzie. Pomyślałem o Brandysówce, ale tam były takie tłumy, że nam się odechciało.
Dystans72.78 km Czas05:23 Vśrednia13.52 km/h VMAX53.09 km/h
Cztery z jedenastu
Kategoria z sakwami
Jedziemy przez Jurę w stronę Krakowa. Najbardziej oczywistym byłoby trzymać się Szlaku Orlich Gniazd, który też idzie w tę samą stronę i odwiedza po drodze aż jedenaście jurajskich zamków. Tylko jedenaście zamków, bo na Jurze jest ich znacznie więcej. Nasza trasa trochę odbiega od tego klasyka, ale zamki też odwiedzamy. I to te same, przez które przechodzi szlak. Wczoraj zwiedziliśmy jeden, dziś zwiedzamy aż cztery. Mogłoby być ich nawet więcej, bo obok niektórych przejeżdżamy bardzo blisko. Jednego nawet widzimy (Mirów), chociaż do niego nie podjeżdżamy.


Nikłe resztki zamku Ostrężnik. Według tablicy informacyjnej umieszczonej pod zamkiem istniał tylko... 5 lat. (!). A tak naprawdę to nikt nie wie kiedy powstał, kiedy został zniszczony i czy na pewno był ukończony. To jedyny zamek na Jurze, który nie został zniszczony przez Szwedów w XVII wieku. Gdy tu dotarli, już od dawna był w ruinie.


Zamek Ostrężnik wznosił się na skale podziurawionej wejściami do jaskiń. W zasadzie jest to tylko jedna jaskinia, bo wszystkie wejścia ze wszystkich stron gdzieś tam się ze sobą łączą. Na zdjęciu tzw. "płuca", czyli największe wejście do jaskini Ostrężnickiej.


Zamek Bobolice. Pięknie wygląda, bez dwóch zdań, ale ciągle targają mną rozterki czy cieszyć się z tej odbudowy? Zamiast eksploracji ruin mamy zwiedzanie z przewodnikiem. Zamiast namiotu wśród skał - hotel. Zamiast wędrówki szlakiem przez Grzędę Mirowską - bilety wstępu, przystrzyżoną trawkę i ścieżki spacerowe. No ładnie to wszystko wygląda, ale jednak trochę żal...


Wnętrza zamku Bobolice. Takie trochę muzeum, trochę odrestaurowanych komnat i taras widokowy z zamkiem Mirów w tle. Warto wejść, ale i tak z zewnątrz zamek robi większe wrażenie.


Kolejny przystanek: Pilica. Na zdjęciu rynek, ale znajdują się tu też ruiny pałacu, który stoi na fundamentach dawnego zamku. Nie zwiedzaliśmy. Szkoda


Zamek Pilcza w Smoleniu. Największe zaskoczenie dzisiejszego dnia. Ostatni raz byłem w tym zamku ponad 20 lat temu. Był wtedy kompletnie zarośniętą ruiną. Ciężko było coś dostrzec wśród drzew. Pamiętam, że dało się gdzieś po murze wspiąć pod samą wieżę, a wybitym otworem nawet wejść do środka, ale na tym eksploracja się kończyła. Dziś wszystko jest oczyszczone z drzew, część murów odbudowana, a wieża stała się punktem widokowym. A najważniejsze, że ta odbudowa nie jest nachalna. To nadal są ruiny, tylko, że oczyszczone, zabezpieczone i udostępnione do zwiedzania. Dopiero teraz widać jaki ten zamek był wielki. Bo zapamiętałem go jako kilka ścian i wieżę. I nic więcej. I że nie warto do niego wracać. Dlatego nie wracałem.


Przejazd przez góry Bydlińskie.


Wąwóz w Górach Bydlińskich. Prowadzi tędy wariant pieszy Szlaku Orlich Gniazd.


Ostatnie ruiny dzisiejszego dnia: zamek w Bydlinie. To w zasadzie była tylko strażnica, a nie normalny, duży zamek. W pewnym momencie została nawet przebudowana na kościół. Dziś mamy tylko kilka mało okazałych ścian.


Ruiny zamku Bydlin.


Dzień kończymy na wzgórzu Czubatka, na punkcie widokowym na Pustynię Błędowską. W tle widać wioskę Błędów i górujący nad nią kościół.


My śpimy na górze, ale na pustyni też ktoś biwakuje.
Dystans48.46 km Czas03:24 Vśrednia14.25 km/h VMAX46.56 km/h
Znowu na Jurze
Kategoria z sakwami
Czas zawiesić na rower sakwy i ruszyć gdzieś przed siebie. Plan podróży mamy bardzo luźny, zresztą zmienia się po drodze, więc można powiedzieć, że jedziemy bez planu. Ot, chcemy się trochę powłóczyć po miejscach znanych, lecz dawno niewidzianych i odwiedzić kilka miejsc nowych, w których jeszcze nie byliśmy. Ile przejedziemy, tyle przejedziemy. Nie ma ciśnienia ani na kilometry, ani trasę.

Na początek Jura Krakowsko-Częstochowska. Po raz kolejny. Ileż to ja razy tu byłem? Pierwszy raz jeszcze w ubiegłym wieku, ostatni raz przed rokiem. Wracam tu chętnie i pewnie jeszcze nie jeden raz wrócę. Jura zmienia mi się z wizyty na wizytę. Remontują lub wręcz budują na nowo zamki, wykupują ziemię. Wszystko staje się prywatne i coraz mniej dostępne. Ale i tak lubię tu wracać. Siłą rzeczy wciąż porównuję to, co pamiętam z tym, co widzę. I oceniam. I tak będę też robił na tym wyjeździe.

Dzisiejsza trasa przecina Jurę w poprzek. Zaczynamy w Częstochowie i jedziemy na wschód, do Mstowa. Tam zmieniamy kierunek na południowy, odwiedzamy zamek w Olsztynie, a potem ponownie na wschód do Złotego Potoku. Po drodze zatrzymujemy się nad Wartą, która w tym rejonie wydaje się być całkiem fajną rzeką na spływ kajakowy. Wartę znam bardziej z jej dolnego odcinka i tam jest po prostu brunatnym ściekiem, ale tu wygląda bardziej zachęcająco. Olsztyn jak Olsztyn. On się akurat nie zmienia. Z ciekawostek doszła nowa kasa i nowy bilet za samo wejście na zamkową wieżę. Weszliśmy, ale nie warto. Powinno to być w cenie, a nie za dodatkową opłatą.


Rzeka Warta w Jaskrowie.


Mstów. Wapienny ostaniec nad Wartą zwany Skałą Miłości.


Ruiny zamku w Olsztynie. Widok z zamkowej wieży po wykupieniu dodatkowego biletu.


Olsztyn. Droga przed zamkiem.


Pałac Raczyńskich w Złotym Potoku
Dystans54.97 km Czas02:45 Vśrednia19.99 km/h VMAX38.37 km/h
Nadrensee
Dystans213.56 km Czas09:49 Vśrednia21.75 km/h VMAX52.44 km/h
SprzętStevens Gavere Uczestnicy
Otwarcie mostu w Siekierkach
W końcu się doczekaliśmy. Most kolejowy w Siekierkach stał się mostem rowerowym. Dokładnie dzisiaj, 25 czerwca nastąpiło otwarcie niemieckiej części mostu. Niemiaszki trochę się spóźnili, bo nasza część dostępna jest już od roku. Ale to nieważne, ważne, że w ogóle jest, bo z jego otwarciem było sporo problemów i trochę to trwało. Pamiętam, że już w 2012 roku w prasie zaczęły pojawiać się pierwsze informacje na temat otwarcia mostu, aż nagle gruchnęła wiadomość, że już go otwarto! Szybki rowerowy rekonesans potwierdził przypuszczenia, że to otwarcie to była samowolka, a most ponownie zamknięto. Zaczęto jednak drążyć sprawę. Pojawiały się pomysły na utworzenie tam szlaku drezynowego (!). Co prawda po stronie niemieckiej już od 2001 roku nie było torów, tylko ścieżka rowerowa, ale po naszej torowisko wciąż niewielkim kosztem można było udrożnić. Pomysł został ubity przez ekologów, którzy odkryli na moście gniazdo sowy (Puchacz odwołał imprezę na odrzańskim moście). W 2018 roku i naszą część torów zastąpiła ścieżka rowerowa, a w 2019 roku zapadła decyzja o przebudowie mostu kolejowego na rowerowy.

W końcu się doczekaliśmy. Takiej okazji nie mogliśmy przepuścić. Dokładnie w dniu otwarcia mostu pojechaliśmy przez Niemcy do miejsca przeprawy i polską stroną wróciliśmy do Szczecina. Co most zmienia w komunikacji rowerowej w tym regionie? W zasadzie niewiele. Zaledwie 10 km na północ od niego znajduje się zwykły drogowy most w Osinowie Dolnym, a 10 km na południe kursuje bocznokołowy prom w Gozdowicach. Szczególnie tą druga przeprawę gorąco polecam. A most? A most po prostu nie wymaga używania dróg samochodowych, by nim przejechać i łączy polskie i niemieckie trasy rowerowe. Do tego wygląda świetnie. Szczególnie jego polska część z ławeczkami, galerią starych zdjęć i platformą widokową na kratownicy jednego z przęseł. Piękne miejsce. Będę z niego korzystał, chociaż znajduje się tak daleko od Szczecina.


Most Neurüdnitz - Siekierki. Widok od strony niemieckiej.


Tak niemiecka część mostu prezentuje się z polskiej platformy widokowej. Dziś ruch na moście spory.


Początek szlaku rowerowego "Trasa Pojezierzy Zachodnich". Kiedyś był to kilometr "0", ale teraz to już nie jest żadne zero, bo można mieć przejechane wiele kilometrów po niemieckich ścieżkach zanim się to zero w ogóle zobaczy.


Dawna stacja kolejowa Klępicz zamieniona na miejsce odpoczynku dla rowerzystów. To jakieś 8 km od mostu. Urocze miejsce. Dziś przeżywa prawdziwe oblężenie.

Dystans43.73 km Czas02:49 Vśrednia15.53 km/h VMAX43.32 km/h
Kamienie Morowe w Puszczy Bukowej
Wydawało mi się, że Puszczę Bukową to znam bardzo dobrze. W końcu od lat łażę po niej pieszo albo rozjeżdżam rowerem. Okazuje się, że przez ten czas w ogóle nie zainteresowałem się pewnymi bardzo osobliwymi kamieniami, które się tam znajdują. I nie chodzi tu o głazy przyniesione przez lodowiec, ale takie, które zostały celowo ułożone. Wyryto na nich charakterystyczny krzyż z dwoma poprzecznymi ramionami oraz datę 1773 rok. Cóż to za kamienie? Nazywają się kamieniami morowymi i prawdopodobnie wyznaczają ówczesną granicę między ziemiami szczecińskimi a gryfińskimi. Jest też jednak inna hipoteza... Zainteresowanych odsyłam do bardzo ciekawego artykułu na ten temat: Kamienie Morowe - gancarczyk.com

Tych kamieni podobno jest 11. Tak przynajmniej piszą na innych stronach. Mi udało się znaleźć 10. Jeden gdzieś mi umknął. Początkowo musiało tych kamieni być o wiele więcej, ale przez te 250 lat większość zaginęła. W 2002 roku dwa z nich zostały skradzione, ale szybko je odzyskano i wróciły na swoje miejsce. Sytuacja powtórzyła się w 2012 roku, gdy zniknął kolejny morowiec. Odnalazł się dopiero w 2021 roku na prywatnej posesji pod Stargardem i też wrócił tam, skąd go zabrano. Na poniższej mapce zaznaczyłem orientacyjne położenie morowców. Kolejne numerki odpowiadają kolejnym zdjęciom. Ten odzyskany przed rokiem ma nr 10. Wyraźnie widać, że leży tam od niedawna. Nie zdążył jeszcze wrosnąć w ziemię.

Edit: Własnie wpadł mi w ręce artykuł, że w marcu tego roku na prywatnej posesji na os. Słonecznym znaleziono kolejnego morowca. Ciekawe ile jeszcze morowców zdobi prywatne ogródki?




Morowiec nr 1.


Morowiec nr 2.


Morowiec nr 2. Całkiem dobrze widać wyryte na nim symbole.


Morowiec nr 3.


Morowiec nr 3. Coś tam jeszcze da się na nim zobaczyć.


Morowiec nr 4.


Morowiec nr 4. Tu też musiałem zrobić zbliżenie, bo z daleka żadnych symboli nie widać.


Morowiec nr 5.


Morowiec nr 6.


Morowiec nr 7.


Morowiec nr 8. To już zupełnie inna część puszczy.


Morowiec nr 8. Z daleka nie widać, żeby coś na tym kamieniu było, ale jednak znaki są.


Morowiec nr 9.


Morowiec nr 9 - zbliżenie.


Morowiec nr 10. To ten skradziony w 2012 roku i odzyskany w 2021.
Dystans206.33 km Czas09:59 Vśrednia20.67 km/h VMAX47.89 km/h
Temp.24.0 °C SprzętStevens Gavere
Szczecin - Szczecinek trasą Pojezierzy Zachodnich




Budują nam te długodystansowe drogi rowerowe, jakby szykowali się na paliwo po 10 zł. Jeszcze nie są skończone, jeszcze tu i ówdzie trzeba pchać się przez piachy albo walczyć o miejsce na asfalcie z samochodami, ale są, powstają. I to powstają bardzo szybko. Jedna z tras oznaczona symbolem R20 przecina całe województwo zachodniopomorskie w poprzek. Zaczyna się przy moście w Siekierkach i kończy w Białym Borze. Liczy w sumie 316 km. Ma też swoją odnogę z Dobrej przez Szczecin (R20A), która liczy 113 km. Jest czym jechać. Odcinek od Siekierek po Choszczno znam i jest to naprawdę kawał dobrej roboty. Ale jak Trasa Pojezierzy Zachodnich wygląda dalej?  Dziś postanowiłem przykleić się do tego szlaku i wyciąć z niego odcinek od Szczecina do Szczecinka. Zobaczymy na ile jest przejezdny.


Droga brukowana, ale dla rowerzystów wkomponowano paski asfaltu. To lubię. Tak wygląda ulica Mostowa w Jezierzycach.


W miarę sensownie dojechać można tylko do Stargardu. Dalej zaczynają się schody. Pod kołami bardzo wredny bruk. Na jakiekolwiek udogodnienia nie ma co liczyć.


Dalej pojawia się zwykła gruntówka.


A potem to już mieszanka wszystkiego. Najczęściej dziurawe, lokalne drogi, lub połatane przy pomocy smoły i łopaty. O szybkiej, płynnej jeździe można zapomnieć. Tak mijają następne dziesiątki kilometrów...


Nagle coś się zadziało. Jestem za Ińskiem. Mam całe 10 km ścieżki rowerowej! Trochę bezsensownej, bo na tych 10 km dwa razy muszę zmieniać stronę drogi którą jadę, a poza tym 5 km z tej ścieżki prowadzi wzdłuż drogi, po której nic nie jeździ. Ale pocieszyć się mogę, że droga jest dziurawa, a ścieżka gładka. Ale to tylko 10 km. Potem wszystko wraca do normy. Dziury, dziury i jeszcze raz dziury.


A my gdzie? Tam gdzie znaczek MTB! Mogli od razu powiedzieć, że to trasa na rower górski. Nie pchałbym się gravelem. Trochę popadało i najbliższe kilometry to taplanie się w błocie i walka z komarami.


I znów droga jak w bajce! To wyjazd z Drawska Pomorskiego. Ale żebym nie rozpłynął się w zachwytach, to ścieżka prowadzi tylko do najbliższej wioski. Całe 5 km...


To chyba nie jest nawierzchnia, którą lubią rowerzyści...


To zapewne też nie...


A tu nawet malowniczo i droga taka nawet nie najgorsza (bo standard na tym szlaku jest dużo niższy). To gdzieś między Złocieńcem a Czaplinkiem.


A tu śliczny, równiutki asfalcik. Droga pusta, malownicza. Rarytas jakich mało. Tylko, że ja... nie jadę Trasą Pojezierzy Zachodnich. Jadę jakimś wariantem, objazdem (różne mapy różnie pokazują) Oficjalny szlak pewnie telepie się po dziurach gdzieś bardziej na północ. To trasa z Czaplinka do Łubowa. Dalej, do samego Bornego Sulinowa też nie jest źle.


Być w Bornym Sulinowie i nie zrobić zdjęcia tego idiotycznego nagrobka? Nie, no musiałem...


Ostatni odcinek trasy z Bornego Sulinowa do Szczecinka to standard. Piach przeplatany z asfaltem.


Droga na dobicie. Wyjeżdżamy w końcu na DK20, drogę bardzo ruchliwą, więc szybko z niej uciekamy, by po 2 km znów na nią wrócić. Ale te 2 km jedziemy po czymś takim. Litości! 

Dojechałem w końcu do Szczecinka. Rozpieszczony pięknymi trasami w zachodniej części województwa liczyłem na coś więcej. Tymczasem wytelepało mnie okrutnie. Trasa Pojezierzy Zachodnich to wydmuszka, rysowana palcem po mapie. Po co coś takiego wytyczać? Przecież ktoś nad tym pracował, ktoś wziął za to pieniądze, a trasa wygląda jak pierwsza lepsza wypluta przez mapy googla. Nie chwalmy się, że mamy gęstą sieć szklaków, bo ich wcale nie mamy. Może będziemy je mieć za wiele, wiele lat. Jeszcze wiele pracy nad nimi. A na razie... wymażmy je z map. Nie kompromitujmy się.


Dystans112.02 km Czas05:14 Vśrednia21.41 km/h VMAX42.74 km/h
Altwarp
Jakoś tak się złożyło, że jeszcze nigdy nie byłem w Altwarp. Widziałem je wielokrotnie, bo z Nowego Warpna widać je bardzo dobrze, ale żeby tam dojechać, trzeba objechać całe jezioro Nowowarpieńskie. Altwarp nigdy nie jest "po drodze". Musi być celem i właśnie dziś stał się moim celem.


Ciekawy domek na działeczce rekreacyjnej tuz przed Altwarp. W tle Zalew Szczeciński.


Port w Altwarp


Zabytkowy kuter Lütt Matten czeka na rejs do Nowego Warpna


a Nowe Warpno wydaje się tak blisko.


Na powrocie trafiłem na sianokosy. Nad jeżdżącymi maszynami krążyło z dziesięć... No właśnie czego? Jastrząb to? Myszołów? A może jeszcze co innego? Ja nie odróżniam, ale wyglądały pięknie, gdy tak szybowały i próbowały złowić coś w świeżo skoszonej trawie. 


Dystans73.44 km Czas03:24 Vśrednia21.60 km/h VMAX51.25 km/h
Storkow
Chciałem sobie tylko skorzystać z przerwy między opadami i zrobić małą pętelkę rowerem, a tymczasem wpadłem na plenerową imprezę w Storkow. Była jakaś darmowa zupa, piwo za 2€, kawa za 1,5€, do tego coś z rusztu, lody, inne napoje i tym podobne rzeczy. Muzyka na żywo ze sceny też była. W ten sposób świętowano 120. rocznicę powstania młyna. Fajnie. Nawet deszcz nie zepsuł imprezy.









Dystans427.90 km Czas20:32 Vśrednia20.84 km/h VMAX54.80 km/h
SprzętStevens Gavere Uczestnicy
Oder-Neiße-Radweg

428 km

Musiałem sobie to zapisać dużymi literami, bo to mój życiowy rekord. Zrobiłem to raz i nie zamierzam powtarzać.

Do bicia rekordu wybrałem niemiecką ścieżkę rowerową wzdłuż Nysy Łużyckiej i Odry. A dokładniej od Bogatyni do Szczecina. Towarzyszyła mi Basik, która takie dystanse robi od niechcenia. Poszło nawet nieźle, chociaż dłużej niż się spodziewałem. Trochę nie sprzyjał wiatr, ale przynajmniej było słonecznie. Najtrudniej było w nocy, gdy termometr pokazał niewiele ponad 4°C, a drogę spowiła gęsta mgła. Dało się jednak przebrnąć nawet przez to. Zdjęć za wiele nie ma, bo nawet normalnego aparatu nie miałem. Czasem pstryknąłem coś komórką.


Bogatynia


Ścieżka rowerowa na wale przeciwpowodziowym. Tak wyglądało 80% trasy


Most kolejowy rowerowy Siekierki – Neurüdnitz. Wkrótce otwarcie.