Dystans87.10 km Czas06:26 Vśrednia13.54 km/h VMAX59.90 km/h Podjazdy731 m
Temp.20.0 °C SprzętMerida TFS 900
Przehyba - Nowy Wiśnicz (dzień 10)
Dzień zaczynam od szybkiej ewakuacji z gór. Nawet nie wiedziałem, że po tej stronie na Przehybę prowadzi tak dobra, asfaltowa droga. Nastawiałem się na powolne telepanie się po kamieniach, a tu myk i góry zostają za mną.
Zjeżdżam do Starego Sącza. Trochę zwiedzam, chociaż już tu kiedyś byłem. Dawno to było i nie za bardzo pamiętam. Ten rynek zawsze taki był? To znaczy wredne kamyczki, jakimi jest wybrukowany były chyba zawsze. Po tym rynku nikt nie chce chodzić i nikt nie chce go nawet rowerem na skróty przejechać. Wszyscy kotłują się na jego obrzeżach. Wszędzie pełno aut przeciskających się między ludźmi. Dookoła rynku jeżdżą, parkują, chodzą, handlują... A na rynku pustka. To chyba najgorzej rozwiązany rynek, jaki kiedykolwiek widziałem.
A potem jeszcze trochę po Nowym Sączu sobie pojeździłem. Całkiem przyjemne miasto, chociaż jak dla mnie już za duże i za tłumne. Kilka fajnych uliczek mimo to znalazłem.
Punkt kulminacyjny dzisiejszego dnia: Most Stacha. To podobno największy na świecie kamienny most zbudowany przez jedną osobę. A historia jego powstania wiąże się z budową zapory w Rożnowie. Z powodu zalania drogi dojazdowej, gospodarz Jan Stach utracił możliwość dojazdu do swojego gospodarstwa. Teoretycznie mógł korzystać z drogi sąsiada, ale ten mu na to nie pozwolił. Jan Stach zakasał więc rękawy i zbudował własną drogę i własny, ogromny most.
Próbuję go zobaczyć. Nie jest to łatwe. Najpierw mijam tabliczki z zakazem wstępu, potem, gdy próbuję zejść na dno wąwozu, na przeszkodzie stają mi zasieki z gałęzi. Widać, że zostały tu ułożone celowo. Na koniec spotykam jakąś kobietę. Wyskakuje do mnie z pretensjami, że to teren prywatny, że nie wolno i takie tam. Co za wredni ludzie tu mieszkają. Pokolenia się zmieniają, a ich mentalność nie. Przez wrednego sąsiada Stach musiał most budować, a teraz ta sama wredota nie pozwala innym go nawet obejrzeć.
Do końca dnia jadę na północ zaglądając jeszcze w kilka ciekawych miejsc. Na zdjęciu kościół w Lipnicy Murowanej, perełka z XV wieku.
A nocleg znajduję w Wiśniczu, ma tyłach świetlicy wiejskiej. To już ostatni nocleg na tym wyjeździe.
Dzień zaczynam od szybkiej ewakuacji z gór. Nawet nie wiedziałem, że po tej stronie na Przehybę prowadzi tak dobra, asfaltowa droga. Nastawiałem się na powolne telepanie się po kamieniach, a tu myk i góry zostają za mną.
Zjeżdżam do Starego Sącza. Trochę zwiedzam, chociaż już tu kiedyś byłem. Dawno to było i nie za bardzo pamiętam. Ten rynek zawsze taki był? To znaczy wredne kamyczki, jakimi jest wybrukowany były chyba zawsze. Po tym rynku nikt nie chce chodzić i nikt nie chce go nawet rowerem na skróty przejechać. Wszyscy kotłują się na jego obrzeżach. Wszędzie pełno aut przeciskających się między ludźmi. Dookoła rynku jeżdżą, parkują, chodzą, handlują... A na rynku pustka. To chyba najgorzej rozwiązany rynek, jaki kiedykolwiek widziałem.
A potem jeszcze trochę po Nowym Sączu sobie pojeździłem. Całkiem przyjemne miasto, chociaż jak dla mnie już za duże i za tłumne. Kilka fajnych uliczek mimo to znalazłem.
Punkt kulminacyjny dzisiejszego dnia: Most Stacha. To podobno największy na świecie kamienny most zbudowany przez jedną osobę. A historia jego powstania wiąże się z budową zapory w Rożnowie. Z powodu zalania drogi dojazdowej, gospodarz Jan Stach utracił możliwość dojazdu do swojego gospodarstwa. Teoretycznie mógł korzystać z drogi sąsiada, ale ten mu na to nie pozwolił. Jan Stach zakasał więc rękawy i zbudował własną drogę i własny, ogromny most.
Próbuję go zobaczyć. Nie jest to łatwe. Najpierw mijam tabliczki z zakazem wstępu, potem, gdy próbuję zejść na dno wąwozu, na przeszkodzie stają mi zasieki z gałęzi. Widać, że zostały tu ułożone celowo. Na koniec spotykam jakąś kobietę. Wyskakuje do mnie z pretensjami, że to teren prywatny, że nie wolno i takie tam. Co za wredni ludzie tu mieszkają. Pokolenia się zmieniają, a ich mentalność nie. Przez wrednego sąsiada Stach musiał most budować, a teraz ta sama wredota nie pozwala innym go nawet obejrzeć.
Do końca dnia jadę na północ zaglądając jeszcze w kilka ciekawych miejsc. Na zdjęciu kościół w Lipnicy Murowanej, perełka z XV wieku.
A nocleg znajduję w Wiśniczu, ma tyłach świetlicy wiejskiej. To już ostatni nocleg na tym wyjeździe.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.