Dystans80.45 km Czas04:43 Vśrednia17.06 km/h
SprzętMerida TFS 900
Ślady Księstwa Pomorskiego: Marianowo, Chociwel, Dobra
Marianowo
Wczoraj pisałem o początkach Księstwa Pomorskiego, dziś napiszę o jego końcu. Wiąże się to z Sydonią von Bork, szlachcianką pochodzącą dokładnie z tego samego rodu, do którego należał odwiedzony przeze mnie wczoraj zamek w Pęzinie. Sydonia urodziła się w 1545 roku i spędziła dzieciństwo w nieistniejącym już zamku w Strzmielach w pobliżu Łobza. Później wyjechała do Wołogoszczy (obecnie Wolgast w Niemczech), gdzie na dworze księcia Filipa poznała Ernesta Ludwika (z rodu Gryfitów). Zakochała się w nim szaleńczo i co ważne - z wzajemnością. Książę oświadczył się jej, ale pod naciskiem rodziny zerwał zaręczyny i ożenił się z córką księcia brunszwickiego. Załamana Sydonia rzuciła na Ernesta Ludwika klątwę. Rzekła wtedy: "nie minie 50 lat, jak cały twój ród wyginie". Opuściła Wołogoszcz i zaczęła tułać się po księstwie nigdzie nie mogąc zagrzać miejsca. Obdarzona nieprzeciętną urodą nie narzekała na brak adoratorów. Miała co najmniej 15 narzeczonych, ale do ślubu nigdy nie doszło. W końcu, w 1604 roku osiadła w klasztorze w Marianowie. A klątwa działała. Kolejni książęta umierali bezpotomnie. W 1592 roku zmarł Ernest Ludwik, oczywiście bezpotomnie. W 1620 roku Franciszek I (też z rodu Gryfitów) oskarżył ją o uprawianie czarów, kontakty z diabłem i rzucenie klątwy na ród. Po długim procesie pełnym tortur uznano Sydonię winną i skazano na spalenie na stosie. W ostatniej chwili karę łaskawie zamieniono na ścięcie mieczem. Sydonia została stracona nieopodal szczecińskiego zamku, za Bramą Młyńską, w miejscu, w którym dziś biegnie ulica Staromłyńska. Jej ciało zostało spalone, a prochy rozsypano na cztery strony świata. Klątwy to nie zatrzymało. Franciszek I, ten, który ją oskarżył zmarł zaledwie dwa miesiące później. Ostatni z Gryfitów, Bogusław XIV zmarł w 1637 roku. Zbiegło się to w czasie z wojną trzydziestoletnią, która kompletnie spustoszyła tereny księstwa i zakończyła się jego rozbiorem. Ród Gryfitów wyginął, a Księstwo Pomorskie zniknęło z map.
Piszę o tym w tym miejscu dlatego, że stoję właśnie w Marianowie, obok klasztoru, w którym Sydonia spędziła ostatnie lata życia. Wygląda on tak:
Chociwel
Wjeżdżając do Chociwla w ogóle nie ma się wrażenia, że to stare, pomorskie miasto. Dziś straszą w nim klockowate blokowiska bez wyrazu i uroku, a przez centrum przebiega ruchliwa droga. Nie ma rynku, nie ma starej zabudowy, nie ma małomiasteczkowej atmosfery. Tylko olbrzymi kościół stojący samotnie na niezabudowanym wzniesieniu wyrywa mnie z marazmu i udowadnia, że ta miejscowość jest starsza, niż by się mogło wydawać. Chociwel przez wieki był własnością możnej rodziny Wedlów, którzy w 1338 roku nadali mu prawa miejskie. Stojące na granicy z Brandenburgią miasto otoczone było potężnymi, kamiennymi murami obronnymi i trzema pierścieniami wałów ziemnych. Znajdował się tu też zamek. Niestety, do naszych czasów nie przetrwało za wiele. Podczas wojny trzydziestoletniej, kończącej istnienie Księstwa Pomorskiego zginęli prawie wszyscy mieszkańcy miasta. Największych zniszczeń dokonała jednak II Wojna Światowa, która zrównała Chociwel z ziemią. Ocalał jedynie kościół i mały fragment murów miejskich. Są to jedyne pamiątki po pięknym i potężnym niegdyś mieście.
Zamek w Dobrej
W Dobrej, nieopodal Nowogardu stał kiedyś najpotężniejszy rycerski zamek w całym Księstwie Pomorskim. Należał do rodu Dewitzów, jednego z najznamietniejszych rodów pomorskich, którzy władali miastem i okolicznymi ziemiami jeszcze długo po likwidacji Księstwa Pomorskiego. Pierwotny zamek powstał w XIII wieku, ale został zniszczony przez Brandenburczyków. Dopiero po przejęciu go przez Dewitzów, pod koniec XIV wieku rozpoczęła się zakrojona na szeroką skalę rozbudowa. Zyskał on wysokie na 6 metrów i grube na 1,5 metra mury obronne, zbudowano też masywną wieżę. Kolejną rozbudowę zamek przeszedł w XVI wieku i stał się wtedy piękną, renesansową rezydencją, która śmiało mogła konkurować ze szczecińskim zamkiem książęcym.
Kres świetności zamku przypadł na XVIII wiek i spowodowany był waśniami rodzinnymi. Dewitzowie opuścili go i przestali się nim interesować. Szybko popadł w ruinę. W 1808 roku wysadzono go w powietrze, by pozyskać materiał budowlany. To, co zostało po zamku, w 1846 roku odkupiono od Dewitzów i przeprowadzono prace konserwacyjne. Dzisiaj zamek jest ogrodzony i zamknięty. Oficjalnie zwiedzać go nie można, ale boczne wejście zawsze się znajdzie.
Wczoraj pisałem o początkach Księstwa Pomorskiego, dziś napiszę o jego końcu. Wiąże się to z Sydonią von Bork, szlachcianką pochodzącą dokładnie z tego samego rodu, do którego należał odwiedzony przeze mnie wczoraj zamek w Pęzinie. Sydonia urodziła się w 1545 roku i spędziła dzieciństwo w nieistniejącym już zamku w Strzmielach w pobliżu Łobza. Później wyjechała do Wołogoszczy (obecnie Wolgast w Niemczech), gdzie na dworze księcia Filipa poznała Ernesta Ludwika (z rodu Gryfitów). Zakochała się w nim szaleńczo i co ważne - z wzajemnością. Książę oświadczył się jej, ale pod naciskiem rodziny zerwał zaręczyny i ożenił się z córką księcia brunszwickiego. Załamana Sydonia rzuciła na Ernesta Ludwika klątwę. Rzekła wtedy: "nie minie 50 lat, jak cały twój ród wyginie". Opuściła Wołogoszcz i zaczęła tułać się po księstwie nigdzie nie mogąc zagrzać miejsca. Obdarzona nieprzeciętną urodą nie narzekała na brak adoratorów. Miała co najmniej 15 narzeczonych, ale do ślubu nigdy nie doszło. W końcu, w 1604 roku osiadła w klasztorze w Marianowie. A klątwa działała. Kolejni książęta umierali bezpotomnie. W 1592 roku zmarł Ernest Ludwik, oczywiście bezpotomnie. W 1620 roku Franciszek I (też z rodu Gryfitów) oskarżył ją o uprawianie czarów, kontakty z diabłem i rzucenie klątwy na ród. Po długim procesie pełnym tortur uznano Sydonię winną i skazano na spalenie na stosie. W ostatniej chwili karę łaskawie zamieniono na ścięcie mieczem. Sydonia została stracona nieopodal szczecińskiego zamku, za Bramą Młyńską, w miejscu, w którym dziś biegnie ulica Staromłyńska. Jej ciało zostało spalone, a prochy rozsypano na cztery strony świata. Klątwy to nie zatrzymało. Franciszek I, ten, który ją oskarżył zmarł zaledwie dwa miesiące później. Ostatni z Gryfitów, Bogusław XIV zmarł w 1637 roku. Zbiegło się to w czasie z wojną trzydziestoletnią, która kompletnie spustoszyła tereny księstwa i zakończyła się jego rozbiorem. Ród Gryfitów wyginął, a Księstwo Pomorskie zniknęło z map.
Piszę o tym w tym miejscu dlatego, że stoję właśnie w Marianowie, obok klasztoru, w którym Sydonia spędziła ostatnie lata życia. Wygląda on tak:
Chociwel
Wjeżdżając do Chociwla w ogóle nie ma się wrażenia, że to stare, pomorskie miasto. Dziś straszą w nim klockowate blokowiska bez wyrazu i uroku, a przez centrum przebiega ruchliwa droga. Nie ma rynku, nie ma starej zabudowy, nie ma małomiasteczkowej atmosfery. Tylko olbrzymi kościół stojący samotnie na niezabudowanym wzniesieniu wyrywa mnie z marazmu i udowadnia, że ta miejscowość jest starsza, niż by się mogło wydawać. Chociwel przez wieki był własnością możnej rodziny Wedlów, którzy w 1338 roku nadali mu prawa miejskie. Stojące na granicy z Brandenburgią miasto otoczone było potężnymi, kamiennymi murami obronnymi i trzema pierścieniami wałów ziemnych. Znajdował się tu też zamek. Niestety, do naszych czasów nie przetrwało za wiele. Podczas wojny trzydziestoletniej, kończącej istnienie Księstwa Pomorskiego zginęli prawie wszyscy mieszkańcy miasta. Największych zniszczeń dokonała jednak II Wojna Światowa, która zrównała Chociwel z ziemią. Ocalał jedynie kościół i mały fragment murów miejskich. Są to jedyne pamiątki po pięknym i potężnym niegdyś mieście.
Zamek w Dobrej
W Dobrej, nieopodal Nowogardu stał kiedyś najpotężniejszy rycerski zamek w całym Księstwie Pomorskim. Należał do rodu Dewitzów, jednego z najznamietniejszych rodów pomorskich, którzy władali miastem i okolicznymi ziemiami jeszcze długo po likwidacji Księstwa Pomorskiego. Pierwotny zamek powstał w XIII wieku, ale został zniszczony przez Brandenburczyków. Dopiero po przejęciu go przez Dewitzów, pod koniec XIV wieku rozpoczęła się zakrojona na szeroką skalę rozbudowa. Zyskał on wysokie na 6 metrów i grube na 1,5 metra mury obronne, zbudowano też masywną wieżę. Kolejną rozbudowę zamek przeszedł w XVI wieku i stał się wtedy piękną, renesansową rezydencją, która śmiało mogła konkurować ze szczecińskim zamkiem książęcym.
Kres świetności zamku przypadł na XVIII wiek i spowodowany był waśniami rodzinnymi. Dewitzowie opuścili go i przestali się nim interesować. Szybko popadł w ruinę. W 1808 roku wysadzono go w powietrze, by pozyskać materiał budowlany. To, co zostało po zamku, w 1846 roku odkupiono od Dewitzów i przeprowadzono prace konserwacyjne. Dzisiaj zamek jest ogrodzony i zamknięty. Oficjalnie zwiedzać go nie można, ale boczne wejście zawsze się znajdzie.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!
Komentarze