Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2022

Dystans całkowity:869.89 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:56:31
Średnia prędkość:15.39 km/h
Maksymalna prędkość:60.39 km/h
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:66.91 km i 4h 20m
Więcej statystyk
Dystans72.78 km Czas05:23 Vśrednia13.52 km/h VMAX53.09 km/h
Cztery z jedenastu
Kategoria z sakwami
Jedziemy przez Jurę w stronę Krakowa. Najbardziej oczywistym byłoby trzymać się Szlaku Orlich Gniazd, który też idzie w tę samą stronę i odwiedza po drodze aż jedenaście jurajskich zamków. Tylko jedenaście zamków, bo na Jurze jest ich znacznie więcej. Nasza trasa trochę odbiega od tego klasyka, ale zamki też odwiedzamy. I to te same, przez które przechodzi szlak. Wczoraj zwiedziliśmy jeden, dziś zwiedzamy aż cztery. Mogłoby być ich nawet więcej, bo obok niektórych przejeżdżamy bardzo blisko. Jednego nawet widzimy (Mirów), chociaż do niego nie podjeżdżamy.


Nikłe resztki zamku Ostrężnik. Według tablicy informacyjnej umieszczonej pod zamkiem istniał tylko... 5 lat. (!). A tak naprawdę to nikt nie wie kiedy powstał, kiedy został zniszczony i czy na pewno był ukończony. To jedyny zamek na Jurze, który nie został zniszczony przez Szwedów w XVII wieku. Gdy tu dotarli, już od dawna był w ruinie.


Zamek Ostrężnik wznosił się na skale podziurawionej wejściami do jaskiń. W zasadzie jest to tylko jedna jaskinia, bo wszystkie wejścia ze wszystkich stron gdzieś tam się ze sobą łączą. Na zdjęciu tzw. "płuca", czyli największe wejście do jaskini Ostrężnickiej.


Zamek Bobolice. Pięknie wygląda, bez dwóch zdań, ale ciągle targają mną rozterki czy cieszyć się z tej odbudowy? Zamiast eksploracji ruin mamy zwiedzanie z przewodnikiem. Zamiast namiotu wśród skał - hotel. Zamiast wędrówki szlakiem przez Grzędę Mirowską - bilety wstępu, przystrzyżoną trawkę i ścieżki spacerowe. No ładnie to wszystko wygląda, ale jednak trochę żal...


Wnętrza zamku Bobolice. Takie trochę muzeum, trochę odrestaurowanych komnat i taras widokowy z zamkiem Mirów w tle. Warto wejść, ale i tak z zewnątrz zamek robi większe wrażenie.


Kolejny przystanek: Pilica. Na zdjęciu rynek, ale znajdują się tu też ruiny pałacu, który stoi na fundamentach dawnego zamku. Nie zwiedzaliśmy. Szkoda


Zamek Pilcza w Smoleniu. Największe zaskoczenie dzisiejszego dnia. Ostatni raz byłem w tym zamku ponad 20 lat temu. Był wtedy kompletnie zarośniętą ruiną. Ciężko było coś dostrzec wśród drzew. Pamiętam, że dało się gdzieś po murze wspiąć pod samą wieżę, a wybitym otworem nawet wejść do środka, ale na tym eksploracja się kończyła. Dziś wszystko jest oczyszczone z drzew, część murów odbudowana, a wieża stała się punktem widokowym. A najważniejsze, że ta odbudowa nie jest nachalna. To nadal są ruiny, tylko, że oczyszczone, zabezpieczone i udostępnione do zwiedzania. Dopiero teraz widać jaki ten zamek był wielki. Bo zapamiętałem go jako kilka ścian i wieżę. I nic więcej. I że nie warto do niego wracać. Dlatego nie wracałem.


Przejazd przez góry Bydlińskie.


Wąwóz w Górach Bydlińskich. Prowadzi tędy wariant pieszy Szlaku Orlich Gniazd.


Ostatnie ruiny dzisiejszego dnia: zamek w Bydlinie. To w zasadzie była tylko strażnica, a nie normalny, duży zamek. W pewnym momencie została nawet przebudowana na kościół. Dziś mamy tylko kilka mało okazałych ścian.


Ruiny zamku Bydlin.


Dzień kończymy na wzgórzu Czubatka, na punkcie widokowym na Pustynię Błędowską. W tle widać wioskę Błędów i górujący nad nią kościół.


My śpimy na górze, ale na pustyni też ktoś biwakuje.
Dystans48.46 km Czas03:24 Vśrednia14.25 km/h VMAX46.56 km/h
Znowu na Jurze
Kategoria z sakwami
Czas zawiesić na rower sakwy i ruszyć gdzieś przed siebie. Plan podróży mamy bardzo luźny, zresztą zmienia się po drodze, więc można powiedzieć, że jedziemy bez planu. Ot, chcemy się trochę powłóczyć po miejscach znanych, lecz dawno niewidzianych i odwiedzić kilka miejsc nowych, w których jeszcze nie byliśmy. Ile przejedziemy, tyle przejedziemy. Nie ma ciśnienia ani na kilometry, ani trasę.

Na początek Jura Krakowsko-Częstochowska. Po raz kolejny. Ileż to ja razy tu byłem? Pierwszy raz jeszcze w ubiegłym wieku, ostatni raz przed rokiem. Wracam tu chętnie i pewnie jeszcze nie jeden raz wrócę. Jura zmienia mi się z wizyty na wizytę. Remontują lub wręcz budują na nowo zamki, wykupują ziemię. Wszystko staje się prywatne i coraz mniej dostępne. Ale i tak lubię tu wracać. Siłą rzeczy wciąż porównuję to, co pamiętam z tym, co widzę. I oceniam. I tak będę też robił na tym wyjeździe.

Dzisiejsza trasa przecina Jurę w poprzek. Zaczynamy w Częstochowie i jedziemy na wschód, do Mstowa. Tam zmieniamy kierunek na południowy, odwiedzamy zamek w Olsztynie, a potem ponownie na wschód do Złotego Potoku. Po drodze zatrzymujemy się nad Wartą, która w tym rejonie wydaje się być całkiem fajną rzeką na spływ kajakowy. Wartę znam bardziej z jej dolnego odcinka i tam jest po prostu brunatnym ściekiem, ale tu wygląda bardziej zachęcająco. Olsztyn jak Olsztyn. On się akurat nie zmienia. Z ciekawostek doszła nowa kasa i nowy bilet za samo wejście na zamkową wieżę. Weszliśmy, ale nie warto. Powinno to być w cenie, a nie za dodatkową opłatą.


Rzeka Warta w Jaskrowie.


Mstów. Wapienny ostaniec nad Wartą zwany Skałą Miłości.


Ruiny zamku w Olsztynie. Widok z zamkowej wieży po wykupieniu dodatkowego biletu.


Olsztyn. Droga przed zamkiem.


Pałac Raczyńskich w Złotym Potoku
Dystans54.97 km Czas02:45 Vśrednia19.99 km/h VMAX38.37 km/h
Nadrensee